Kochani, ruszyły zapisy na 5 edycję spotkania: "A może nad morze? Z książką".
Spotkanie obędzie się 8 lipca 2017 w Zatoce Sztuki.
Mamy zaszczyt zaprosić Was do niesamowitej przygody pełnej niebezpieczeństw i fantastycznych stworzeń. Pod naszym patronatem ukazała się książka "Wojna Światła i Ciemności"!
Poznaj uniwersum złożone z siedmiu magicznych krain, z których każda skrywa swój unikalny czar. Jednak przed wiekami przejścia pomiędzy nimi zostały pozamykane, a ich mieszkańcy stopniowo zapomnieli o swoich sąsiadach.
Obejrzałem sobie ostatnio wszystkie odcinki Człowieka Jednej Piąstki w wersji animowanej i wciągnęło mnie totalnie, co z resztą sami możecie przeczytać >tutaj<. Zarówno na anime, jak i potem na mangę (o której będzie ten wpis), namówił mnie Pan Rysownik. Swój duży udział w tym, że sięgnąłem po czarno-biały komiks japoński miała też Marianna z Koty to zło. Serdeczne dzięki dla was, ludziska! To dzięki wam przeczytałem swoją pierwszą mangę w życiu i... mam ochotę na więcej!
Okładeczka na zielonej ścianie, jak moja miska spaghetti! :P (no dobra, ściana bledsza)) |
Kto oglądał One Punch Mana, ten wie, że historia opowiada o łysym kolesiu dysponującym ogromną siłą. Facet ten, jak sam mówi: “bawi się w superbohatera” - co z resztą jest dość trafnym stwierdzeniem, bo jego pojedynki z przeciwnikami (jakkolwiek wielcy i potężni by oni nie byli) kończą się przeważnie po jednym uderzeniu.
Tak jak w przypadku anime - nie chciałbym streszczać całej historii, żeby nie zepsuć nikomu zabawy, jaką daje niewątpliwie lektura. Pierwszy raz w moim makaroniastym życiu przeczytałem mangę od deski do deski (tak, wiedziałem że czyta się od prawej, żartownisie!) i mogę z całą stanowczością stwierdzić, że brak koloru w komiksie w ogóle nie przeszkadza, jeśli ma się do czynienia z tak wyśmienicie narysowaną opowieścią.
Dlaczego poleciłbym mangę wszystkim tym, którym spodobała się wersja animowana? Ano chociażby dlatego, że pierwszy tom kosztuje tylko 25 złotych z hakiem, a mamy tutaj kilkaset stron (zabijcie mnie, nie liczyłem!) świetnie rozrysowanej akcji z bodajże dwóch pierwszych odcinków anime (#onepunchmanmangabyłazanimanimestałosięmodne) + historię z dzieciństwa Saitamy. Dla fana must have, a J.P.Fantastica z wydaniem spisała się na medal (chociaż co ja tam wiem, to moja pierwsza manga, nie?).
Dlaczego poleciłbym One Punch Mana 01 wszystkim tym, którzy jeszcze anime nie oglądali, ale są tematem zainteresowani? Otóż jeśli lubicie japońskie komiksy, to myślę, że nie muszę w ogóle tu nic dodawać. Po prostu kupcie i nie będziecie żałować.
A tu zdjęcie ze środeczka, na zaostrzenie apetytu :] |
Jeśli nigdy w życiu nie czytałeś mangi, być może tylko przerzuciłeś kilka stron jakiegoś Dragon Balla, czy Pokemonów kilka lat temu i niezbyt ciągnie cię do tego gatunku, to... Cóż, mnie też nie ciągnęło, dopóki nie obejrzałem pierwszego odcinka... A potem kolejnego i jeszcze kolejnego... Teraz z niecierpliwością czekam zarówno na kontynuację serialu animowanego, jak i na kolejny tomik w papierze. Liczę, że i tym razem skapnie tam jakaś historia dotycząca przeszłości głównego bohatera.
Na makarony! Ależ długi mi wyszedł ten wywód. Kończę.
Lektura była wyśmienita, daję 9/10 misek spaghetti.
Zerknijcie na mojego fejsa, ludziska! |
Włodka Markowicza śledzę od dawna. Nie jakoś namiętnie, siedząc w krzakach, czy przeglądając jego profil na Facebooku i uważając, aby czasem nie polajkować starego zdjęcia sprzed pięciu lat. Nic z tych rzeczy, spokojnie!
••••
Zaglądałem kilka razy do jego starszych produkcji na YouTube, gdzie robił program o technologii, ale w gruncie rzeczy moja przygoda z tym nietuzinkowym człowiekiem zaczęła się od Lekko Stronniczych, których współtworzył z Karolem Paciorkiem. Nie jest to oryginalna historia - 99% ludzi zapewne poznało go w ten sam sposób. Na program wpadłem jakoś przypadkiem, zafascynowany rozwijającą się w naszym kraju popularnością tego typu treści. Z tego co pamiętam, to były dopiero ich początki. Na kilka miesięcy w ogóle zapomniałem o tym kanale, potem znowu zupełnie przypadkowo nań trafiłem i już zostałem. Na długo. Czasem oglądałem na bieżąco, każdego dnia nowy odcinek. Czasem nadrabiałem braki, przeglądając te wcześniejsze epizody. Aż wreszcie Lekko Stronniczy się skończyli. Nie ma za tym żadnej tragicznej historii. Po prostu, zgodnie z wcześniejszymi założeniami, dobrnęli do odcinka #1000 i postawili kropkę.
Włodek potem dopisał dwie kolejne. Już na własny rachunek.
I jeszcze jedną. I jeszcze trzy. Rozpędził się.
Nie mógł przestać stawiać tych kropek...
Nie mógł przestać stawiać tych kropek...
Jak później opowiadał w wywiadach, wystąpieniach publicznych, czy na swoim własnym kanale - popadł w depresję. Albo coś na kształt depresji, bo akurat nie napatoczył się żaden, który by to trafnie zdiagnozował. Włodek osiągnął sukces. Stał się rozpoznawalny, zapraszano go na przeróżne imprezy i eventy. Jego sytuacja finansowa była stabilna, a nawet lepiej, niż po prostu 'stabilna'. Mógł sobie pozwolić w zasadzie na wszystko, czego chciał. Miał wszystko. Jednak, jak sam kiedyś powiedział (>w wywiadzie 20m2 Łukasza Jakubiaka<): "Tak szybko biegłem... Po prostu biegłem, biegłem, biegłem (...) i odwróciłem się, i nikt za mną nie biegnie."
•••
Wielu z nas dochodzi do podobnego momentu. Na różnych etapach życia. Czasem jest to spowodowane właśnie tym, że osiągamy pewien status społeczny/finansowy i... co dalej? Zatrzymujemy się i zaczynamy przewartościowywać nasze życie, poszukując czegoś więcej. Tego celu, może sensu istnienia? Bo przecież musi być coś więcej. Jakaś misja, siła wyższa. Cokolwiek. Coś, co będzie pchało nas naprzód. Coś, co definiuje nas samych, wyznacza nasze priorytety, pragnienia.
Bardzo często zdarza się, że nagle rozglądamy się wokół i... nasz świat, który z mozołem budowaliśmy sobie we własnej głowie... stoi w ruinie. Widzimy to całe zepsucie, którym zarówno my sami jesteśmy wypełnieni, jak i wszyscy inni. Większość zupełnie nieświadomie, biegnie za 'króliczkiem', totalnie nie wiedząc po co. Krzywdzimy samych siebie i wszystkich wokół, nie zawsze będąc tego świadomym. Robimy i myślimy przeróżne rzeczy, właściwie nie wiedząc po co i dlaczego.
Bardzo często zdarza się, że nagle rozglądamy się wokół i... nasz świat, który z mozołem budowaliśmy sobie we własnej głowie... stoi w ruinie. Widzimy to całe zepsucie, którym zarówno my sami jesteśmy wypełnieni, jak i wszyscy inni. Większość zupełnie nieświadomie, biegnie za 'króliczkiem', totalnie nie wiedząc po co. Krzywdzimy samych siebie i wszystkich wokół, nie zawsze będąc tego świadomym. Robimy i myślimy przeróżne rzeczy, właściwie nie wiedząc po co i dlaczego.
"Jak można słuchać o tym, że ktoś sobie kupił nową sukienkę,
podczas gdy my tu nie wiemy, po co żyjemy?"
•••• ••• •••••
Włodek Markowicz w swojej nowej książce stara się odpowiedzieć na kilka pytań. W zasadzie zadaje je sobie sam i dochodzi do pewnych wniosków. Zbiera myśli, nawet te najmroczniejsze i najbardziej depresyjne, i komponuje z nich coś na kształt... poradnika psychologicznego? Książki motywacyjnej? Autobiografii wypełnionej mądrościami? Nie mam pojęcia. Po części można podpiąć to pod każdą z tych kategorii. Po części jest to coś zupełnie innego.
Co sam autor mówi o publikacji:
•••••
Nie sądzę, żeby dało się "Kropki" zamknąć w jakichś ramach. Zapewne sam Włodek nie chciał tego w żaden sposób szufladkować. Bo i po co? Każdy może sobie nazwać tę książkę po swojemu i wyciągnąć z niej coś dla siebie lub przewertować kilka stron i rzucić w kąt, z przekonaniem, iż jest to po prostu jedna z kolejnych pseudo-inteligentnych książek, w której na próżno szukać czegoś oryginalnego. Ci ostatni nie będą wcale tacy dalecy od prawdy.
Bo autor nie jest wielkim psychoanalitykiem, nie zna się też zapewne na wielu innych rzeczach. Jednakże, nie przeszkodziło mu to w wydaniu czegoś, co niewątpliwie daje do myślenia i rozpala w głowie taką iskierkę. Że jednak - hej, są ludzie, którzy mają całkiem podobne rozkminy! Istnieją tacy, którzy doświadczyli podobnych rzeczy, a nawet myślą w bardzo zbliżony sposób. Widzą świat w tych samych barwach. Dociekają, analizują, zauważają pewne mechanizmy i... co najważniejsze... nie zgadzają się z pewnymi przywarami dzisiejszego świata i przede wszystkich nas samych. Chcą się rozwijać, chcą dociekać, analizować i być po prostu lepszymi, a ponadto w pełni świadomymi ludźmi.
Myślę, że nie można tak naprawdę opisać w kilku zdaniach o czym jest ta książka. Poleciłbym wszystkim, ale wiem, że nie jest ona dla wszystkich.
Mi natomiast podobała się bardzo. Rozbudziła we mnie pewne myśli. Nieraz i nie dwa mnie wkurzyła, ale sprawiła że zacząłem się zastanawiać i patrzę na niektóre rzeczy w nieco inny sposób. Z prawdziwą chęcią sięgnąłbym po podobne książki. Na próżno pewnie jednak szukać czegoś podobnego. Wydaje mi się, że to coś jedynego w swoim rodzaju. Ponadto - jeśli bardzo utożsamiasz się z autorem i jego poglądami, to po prostu bierzesz to jak swoje i zafascynowany zaczytujesz się w kolejnych stronach.
Generalnie nie mam już tyle czasu na czytanie, co kiedyś. Ani nawet chęci. Moje ulubione, książki fantastyczne, męczę całymi miesiącami, nie mogąc przebrnąć przez - bagatela kiedyś - 300, czy 400 stron. "Kropki" natomiast przeczytałem w jeden dzień. A w zasadzie pół nocy i trochę dnia. W życiu zdarzył mi się taki wyczyn tylko raz, i - co zabawniejsze - było to przy książce o demonach, Petera V. Bretta.
Ja jestem pewien, że jeszcze nie raz po tę książkę sięgnę.
Co sam autor mówi o publikacji:
•••••
Nie sądzę, żeby dało się "Kropki" zamknąć w jakichś ramach. Zapewne sam Włodek nie chciał tego w żaden sposób szufladkować. Bo i po co? Każdy może sobie nazwać tę książkę po swojemu i wyciągnąć z niej coś dla siebie lub przewertować kilka stron i rzucić w kąt, z przekonaniem, iż jest to po prostu jedna z kolejnych pseudo-inteligentnych książek, w której na próżno szukać czegoś oryginalnego. Ci ostatni nie będą wcale tacy dalecy od prawdy.
Bo autor nie jest wielkim psychoanalitykiem, nie zna się też zapewne na wielu innych rzeczach. Jednakże, nie przeszkodziło mu to w wydaniu czegoś, co niewątpliwie daje do myślenia i rozpala w głowie taką iskierkę. Że jednak - hej, są ludzie, którzy mają całkiem podobne rozkminy! Istnieją tacy, którzy doświadczyli podobnych rzeczy, a nawet myślą w bardzo zbliżony sposób. Widzą świat w tych samych barwach. Dociekają, analizują, zauważają pewne mechanizmy i... co najważniejsze... nie zgadzają się z pewnymi przywarami dzisiejszego świata i przede wszystkich nas samych. Chcą się rozwijać, chcą dociekać, analizować i być po prostu lepszymi, a ponadto w pełni świadomymi ludźmi.
Myślę, że nie można tak naprawdę opisać w kilku zdaniach o czym jest ta książka. Poleciłbym wszystkim, ale wiem, że nie jest ona dla wszystkich.
Mi natomiast podobała się bardzo. Rozbudziła we mnie pewne myśli. Nieraz i nie dwa mnie wkurzyła, ale sprawiła że zacząłem się zastanawiać i patrzę na niektóre rzeczy w nieco inny sposób. Z prawdziwą chęcią sięgnąłbym po podobne książki. Na próżno pewnie jednak szukać czegoś podobnego. Wydaje mi się, że to coś jedynego w swoim rodzaju. Ponadto - jeśli bardzo utożsamiasz się z autorem i jego poglądami, to po prostu bierzesz to jak swoje i zafascynowany zaczytujesz się w kolejnych stronach.
Generalnie nie mam już tyle czasu na czytanie, co kiedyś. Ani nawet chęci. Moje ulubione, książki fantastyczne, męczę całymi miesiącami, nie mogąc przebrnąć przez - bagatela kiedyś - 300, czy 400 stron. "Kropki" natomiast przeczytałem w jeden dzień. A w zasadzie pół nocy i trochę dnia. W życiu zdarzył mi się taki wyczyn tylko raz, i - co zabawniejsze - było to przy książce o demonach, Petera V. Bretta.
"Przestaliśmy szukać potworów pod naszymi łóżkami,
gdy zrozumieliśmy że one są w nas."
••••••
Gdyby ktoś zrażał się blurbem okładkowym i z góry zakładał, że taki człowiek z internetu, a co 'najgorsze' - yotuber! nie jest w stanie napisać niczego interesującego i zasługującego na uwagę... po prostu odsyłam do filmów Włodka. Te zaledwie kilka, ale dla mnie najważniejszych, umieszczam poniżej. Zachęcam do wsłuchania się. Ale tak naprawdę. Zatrzymajmy się i po prostu pomyślmy. Czasem się przydaje.Ja jestem pewien, że jeszcze nie raz po tę książkę sięgnę.
Trudno nie zauważyć, że od kilku miesięcy Pokemony przeżywają swój renesans. Niezwykłe stworki o przeróżnych mocach, które moje pokolenie pamięta z dzieciństwa powróciły dzięki innowacyjnej aplikacji, grze Pokemon Go.
Postać Nemezis znana jest z
mitologii greckiej jako bogini zemsty, sprawiedliwości i przeznaczenia, uważana
za uosobienie gniewu bogów. To właśnie po niej imię otrzymała bezlitosna
DIABOLIKA, obrończyni córki senatora – Sydonii. DIABOLIKI to istoty, które
zostały wyhodowane specjalnie do roli prywatnych ochroniarzy, cechują się
całkowitym brakiem empatii, uczuć, ogromną siłą i niezrównanym przywiązaniem i
oddaniem dla swojego właściciela. Każdy kto stanowi niebezpieczeństwo zostaje
natychmiastowo wyeliminowany. Zostały zaprogramowane w taki sposób, że nic nie
jest w stanie ich powstrzymać i gotowe są poświęcić swoje życie.
W sekrecie zdradzę, że już niedługo ruszają przygotowania do kolejnego spotkania! Tak - w tym roku również się widzimy!
Pizze
przynajmniej raz w życiu jadł chyba każdy. Jest to potrawa kuchni
włoskiej rozpowszechniona na całym świecie. Okrągły, wytrawny placek
znany był już w starożytnym Egipcie. W naszych czasach, dla większości,
pizza to typowy "fast food", coś co można wsunąć na szybko, dla innej
grupy jest to pewnego rodzaju nagroda - coś się udało - uczcijmy to w
pizzerii. Dla mnie pizza jest czymś innym. Jest moją obsesją.
Moje zamiłowanie do kucyków Pony jest powszechnie znane i mimo, że w "tym" wieku już raczej nie wypada to nie kryję się z tym. Po prostu lubię kolorowe kuce i bardziej jara mnie kalendarz, którego strony zdobią kolorowe ilustracje MY LITTLE PONY, niż typ "bądź dorosła i poważna - przecież masz już 24 lata, narzeczonego i umowę o pracę na czas nieokreślony".