Są takie dni, na które czeka się z zapartym tchem. I są tacy ludzie, których widok sprawia, że uśmiech nie schodzi z twarzy. Tak właśnie jest z naszym dorocznym spotkaniem w Sopocie. Spotkanie to jest jak wigilia w lipcu i nie chodzi tu tylko o masę prezentów, które otrzymujemy, ale o ludzi, z którymi siadamy do stołu, a także o ten wyjątkowy klimat, który unosi się w powietrzu.
Tym razem nie mogliśmy usiedzieć na dupie i postanowiliśmy trochę pomóc tegorocznym organizatorką - Anie i Aleksandrze przy organizacji spotkania. Była to ogromna przyjemność i masa zabawy, a efekt utwierdził nas w przekonaniu, że było warto! Naszym zadaniem było zwerbowanie wydawnictw, które wsparłyby tę inicjatywę. Chyba całkiem nieźle nam to wyszło, bo wspólnymi siłami zebraliśmy całą górę, a nawet kilka gór, świetnych książek. W rozdzielenie książek wsadziliśmy dużo serca i energii, tak aby każdy otrzymał to co go interesuje. Pakowanie oraz transport wszystkiego okazał się nie lada wyzwaniem, ale wspólnymi siłami podołaliśmy! Bo czego się nie robi dla przyjaciół od książki.
pakowanie toreb dla uczestników spotkania z Aną, Olą i Alanem :) |
Torby zapakowane, można jechać! |
Spotkanie odbyło się 9 lipca 2016 roku w klimatycznej restauracji MESA, tradycyjnie w Sopocie. Gdzie mieliśmy do swojej dyspozycji prawie całą sale główną. Podczas, gdy ekipa organizacyjna ciężko harowała nad ustawieniem stołów i dopinała wszystko na ostatni guzik, ja zostałam oddelegowana do witania uczestników i w końcu mogę powiedzieć, że zamieniłam chociaż jedno słowo z każdym z uczestników nawet jeśli było to tylko "Cześć, nie znam Cię, ale wyglądasz mi na książkoholika, więc bierz plakietkę i baw się dobrze!".
Plakietki uczestników |
Mimo zmiany organizatorek na naszym spotkaniu nie zabrakło już tradycyjnych punktów programu, była wymiana książkowa - trochę zmodyfikowana, ale ze świetnymi kartami z numerem oznaczającym kolejność, stos upominków od sponsorów, przepyszne babeczki od Literackiego Sopotu i konkurs typowo książkowy, przy którym dziewczyny totalnie zaszalały. Konkurs polegał na tym, że dostaliśmy listę popularnych cytatów, takich, które każdemu gdzieś się o uszy/oczy obiły, z pozoru proste zadanie, ale jak się okazało, przysporzyło nam to wiele trudu i jeszcze te poczucie wstydu, że nie pamiętamy tak "podstawowych" nazwisk... Dziewczyny, które wygrały zagięły nas wszystkich, myślę, że miały więcej punktów niż inne drużyny razem wzięte ;)
Ana z torbą marzeń od Mana Mana |
Zupełnie nowym, autorskim pomysłem Any, był konkurs z Mana Mana, w którym do wygrania była całkowicie fantastyczna torebka dla prawdziwej czytelniczki. Torba została zaprojektowana specjalnie na nasze spotkanie i posiada przezroczystą kieszeń na książkę! Rewelacyjna sprawa, ale niestety nie udało mi się jej wygrać. Jednak nie ma co się smucić ponieważ udało mi się zgarnąć książkę w konkursie Ewy <3 i to nie byle jaką książkę bo jej własną - "Płacz wilka". Taka jestem sierota, że w zgłoszeniu nie napisałam jaką książkę bym chciała wygrać, ale Ewa trafiła w 10!
<3 z Alicją i Ewą <3 |
Na spotkaniu miała miejsce wspominana wymiana książkowa, na której zgarnęliśmy całą masę interesujących książek. W tym roku uczestnicy przynieśli bardzo dużo pozycji na wymianę, aż stół uginał się pod ciężarem literatury.
stół z książkami do wymiany |
Ewa stoi przed trudnym wyborem - brać, czy nie. |
Jak co roku, poza przemiłym spędzaniem czasu, zrobiliśmy coś dobrego. Podczas spotkania trwała zbiórka książek dla młodzieży z Domu Dziecka "Na Wzgórzu". Udało się zebrać całe dwa, ogromniaste kartony książek, więc dzieciaki w końcu mają co czytać!
zbiórka książek dla Domu Dziecka |
W trakcie spotkania miał miejsce jeszcze jeden konkurs. Kryminalny konkurs, który polegał na zasadzie "Czarnych historii". Uczestnicy mieli za zadanie odgadnąć, wymyślić jak zakończyła się jedna z trzech dostępnych historii. Razem z Olą odszukałyśmy historie, ale to dzięki Alanowi nabrały kryminalnego klimatu, bo to właśnie on wykonał ilustracje do naszych zagadek!
Kilka godzin, które spędziliśmy na spotkaniu minęły bardzo szybko i znów przyszła pora by się pożegnać na kolejny rok. Na kolejny rok, ponieważ nie wyobrażam sobie żebyśmy mieli odpuścić sobie tak fantastyczną rzecz jaką jest nasze coroczne spotkanie. Bardzo wszystkim dziękujemy i do zobaczenia!
do domu wróciliśmy z... |
A poniżej jeszcze kilka zdjęć, z krótkim komentarzem z naszego spotkania:
Dosłownie góra upominków od sponsorów |
witam gości ;) |
babeczki od sponsora - Literackiego Sopotu |
bufet od tajemniczego sponsora ;) |
Z Aleksandrą liczymy punkty |
Ana i Ola - organizatorki |
chyba już nikomu nie zabraknie zakładek do książek :) |
nasz punkt widzenia |
uczestnicy |
pora na prezenty! |
Selfie z Olą <3 |
Matras nas wsparł! |
Mieliśmy specjalne, literackie drinki |
Numerki do wymiany książkowej :) |
dobrze, że przyjechaliśmy samochodem :) |
Literacki Sopot - nasz patron i sponsor :) |
PS. To ja tak krzywo powycinałam identyfikatory ;) A na koniec fotorelacja:
Oraz video relacja:
|
Dziś będzie komiksowo i przede wszystkim kucykowo - chodzi oczywiście o My little pony. Kolorowe kucyki kojarzy chyba każdy, czy to z bajek emitowanych w telewizji, czy całej masy artykułów na półkach sklepowych, tych skierowanych głównie do dzieci. Powszechnie przyjęło się, że My little pony to bajeczka dla dzieci. Poniekąd mogę się z tym zgodzić, ale tylko jeśli chodzi o bajkę. Z komiksem jest już inaczej.
Czasem ma się ochotę na długą, wciągającą i wymagającą rozgrywkę, a czasem po prostu chce się wyciągnąć na stół krótką, szybką i zabawną gierkę w gronie znajomych. Do miana takiej właśnie gry zaliczać się może Voodoo od FoxGames.
Krótki opis:
Jest to gra karciana - a w zasadzie lepiej pasowałoby tu określenie: imprezowa - dla 2 do 6 graczy w wieku od 7 lat. Czas rozgrywki oscyluje w granicach 20 minut. I jak to w przypadku tego typu produkcji bywa - im większa ilość osób, tym większa frajda.
Zawartość pudełka:
W pudełku niewielkich rozmiarów znajdziemy krótką i dobrze napisaną instrukcję oraz 6 kart pomocy i 91 dwustronnych kart voodoo (na każdej widnieją cztery różne przedmioty w czterech różnych kolorach). Tylko tyle i aż tyle! Bowiem ten kompaktowy zestaw wystarczy nam na kilkanaście do kilkudziesięciu minut świetnej zabawy.
Cel gry:
Jest prosty. Chodzi o ja najszybsze pozbycie się wszystkich kart voodoo, jakie mamy w swoim stosiku (ich ilość zależna jest od liczby graczy). Rozgrywamy trzy rundy, a następnie podliczamy punkty. Wygrywa ta osoba, która uzbierała ich najmniej.
Przygotowanie do gry:
Każdy z graczy otrzymuje swoją kartę pomocy, na której widnieją wszystkie możliwe elementy i kolory występujące na kartach voodoo. Dostaje także swój pakiecik niniejszych kart, kolejno: w grze 2-osobowej: po 45, 3-osobowej: po 30, w 4-osobowej po: 22, w 5-osobowej po: 18 i w 6-osobowej po: 15 kart.
Opis rozgrywki:
Rozgrywkę rozpoczynamy z trzema kartami w ręku, reszta pozostaje w naszym stosiku. Na środek stołu wyrzucana jest losowa karta voodoo, a następnie każdy z graczy stara się jak najszybciej znaleźć symbol i kolor, którego na niej brakuje. Dajmy na to, że jest to: czerwona butelka. W takim wypadku na kartach trzymanych w ręku staramy się odnaleźć właśnie taki przedmiot w dokładnie takim kolorze i szybko wyrzucamy go na stół, dobierając kolejną kartę na rękę. Następnie na tej wyłożonej właśnie nowej karcie staramy się odnaleźć brakujący symbol i kolor (w dowolnym momencie możemy wymienić nasze karty w ręku na te, które są w naszym stosiku). Postępujemy w dokładnie taki sam sposób, jak wcześniej opisano. Runda kończy się w momencie, gdy któryś z graczy bierze do ręki ostatnią swoją kartę. Za każdą kartę, która pozostała w ich ręku lub stosiku gracze otrzymują po 1 punkcie karnym.
Opinia:
Voodoo jest idealną pozycją na posiadówy w gronie znajomych, gdy gadka nie do końca się klei i zaczyna robić się niemrawo. Szybka partia i towarzystwo momentalnie ożywa. Oczywiście, nie jest to gra przeznaczona dla wszystkich bez wyjątku. Są ludzie, którzy będą się przy Voodoo świetnie bawić i są też tacy, którzy bakcyla nie złapią, bądź też po prostu nie dla nich są tego typu gierki imprezowe - sporo osób ma problem z szybkim ogarnianiem sytuacji na stole i pozbywaniem się swoich kart. Trzeba wziąć to pod uwagę, że nie wszystkim będzie dobrze szło i gra im się spodoba.
FoxGames wydało już sporo ciekawych tytułów, a Voodoo jest bez wątpienia grą stricte skierowaną do ludzi, którzy wolą szybkie rozgrywki w większym gronie, przy których nie trzeba opracowywać skomplikowanej taktyki i głowić się nad każdym kolejnym ruchem.
Pudełko wykonane jest solidnie, a wymiary są niewielkie, zatem nie ma kompletnie żadnego problemu, żeby gierkę wrzucić do torby i zrobić niespodziankę przyjaciołom. Instrukcja jest krótka, okraszona przykładami, więc wszyscy w lot pojmą o co dokładnie chodzi. Karty wykonane są porządnie, a grafiki prezentują się bardzo dobrze. Ocena wizualna zatem jak najbardziej na plus w tym wypadku.
Gra jest dobra zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. Nie ma żadnych przeciwwskazań, żeby ten tytuł wyciągnąć na stół i w rodzinnym gronie; dajmy na to - po obiedzie. Trzeba się jednak liczyć z tym, że maluchy nie będą w stanie nadążyć za szybkim tempem gry i nie będą miały szans w starciu z dorosłymi.
My bawiliśmy się całkiem dobrze przy Voodoo, ale jesteśmy jednak z tych, którzy wolą ogrywać dłuższe i bardziej skomplikowane gry w gronie znajomych. A może po prostu nie jesteśmy w tego typu starcia na refleks zbyt dobrzy? ;)
Tytuł: Voodoo
Gatunek: Gra karciana / imprezowa / na refleks
Wydawca: FoxGames
Ilość graczy: 2-6
Rekomendowany wiek: 7+ (naszym zdaniem dzieci w tym wieku mogą mieć jednak problemy)
Ocena: 7/10
W tym roku, po raz czwarty, część z was zzielenieje z zazdrości. Tylko część, ponieważ z resztą spotkamy się w Sopocie na - już dorocznym - spotkaniu blogerów, pisarzy i ogólnie ludzi pełnych COOLtury. Gdyby ktoś przeoczył i nie widział o co chodzi, to zapraszam do postów z poprzednich trzech edycji.
- Pierwsze spotkanie >Tutaj<
- Drugie spotkanie >Tutaj<
- Trzecie spotkanie >Tutaj<
Nie będę się rozwodzić na temat jak uwielbiam to spotkanie, jacy wspaniali są ludzie i panująca tam atmosfera. O tym poczytacie, po raz kolejny (!), w relacji z czwartego spotkania.
Skoro już wiecie o co chodzi i dlaczego warto się pojawić, to mam dla was rewelacyjną informację - zostało jeszcze kilka wolnych miejsc, więc nie wiem na co jeszcze czekacie.
Oficjalne zaproszenie na spotkanie:
Mamy przyjemność zaprosić blogerów i blogerki piszących o literaturze, aktywnie komentujących te blogi oraz autorów i autorki, czyli tworzących literaturę, o której piszemy, na czwartą edycję corocznych spotkań nad morzem! Widzimy się 9 lipca w Sopocie (a jakże inaczej!), w marynistycznych wnętrzach Mesa Restaurant. Patronat nad wydarzeniem objął Literacki Sopot
Zobaczcie, jak było rok temu, relacje na blogach pomysłodawczyń spotkań, Beaty i Bookfy:
http://cowartoczytac.blog.pl/tag/ a-moze-nad-morze-z-ksiazka/
http://bookfa.blox.pl/2015/07/ Spotkalismy-sie-juz-po-raz- trzeci.html
UWAGA:
Liczba miejsc jest ograniczona, dlatego prosimy o przesłanie do końca czerwca wiążącego zgłoszenia udziału na maila: sopockiespotkania@gmail.com. Udział bezpłatny. Pamiętajcie, że decyduje kolejność zgłoszeń.
W mailu prosimy o podanie:
* imię i nazwisko,
* adres(y) strony www (bloga, kanału youtube, instagrama etc.) lub nicka komentującego (w przypadku zgłoszeń od czytelników blogów)
* numeru kontaktowego do siebie (będzie znany tylko głównym organizatorkom na wypadek jakichkolwiek nieprzewidzianych sytuacji)
Spotykamy się 9 lipca o godz. 13:00 w Mesa Restaurant (ul. Hestii 3, Sopot). Mesa zapewnia widok na morze oraz dobrą kuchnię dla głodnych nie tylko literackich wrażeń (sprawdźcie menu), miasto Sopot - dużo słońca, sponsorzy – książkowe upominki, a my – organizatorki – program sprzyjający bliższemu poznaniu się i upolowaniu fajnych tytułów podczas wymiany książkowej. Oprawę fotograficzną zapewni nam Kaja Balejko Photography (zobaczcie jej zdjęcia!). Szykujemy również niespodzianki, ale o nich więcej napiszemy wkrótce.
Teraz, skoro już wszystko jasne - nie dajcie się prosić i ślijcie zgłoszenia na spotkanie, dopóki są jeszcze miejsca. :)
Koniecznie napiszcie z kim widzimy się w Sopocie!
Makaron z tobą! Nazywam się Jon Spaghetti i jestem superbohaterem z internetów. Przybyłem, ażeby was nauczać! O komiksach w sensie... I ten, teges.. zapraszam na moją stronę i fejsa - tam możecie dowiedzieć się o mnie więcej i wziąć udział w konkursie :P
Spaghetti bolognese! Nadszedł wreszcie czas na kilka słów odnośnie komiksu pod tytułem “Lis” od Wydawnictwo Sol Invictus. Jak złote zasady omawiania prawią - omawiać należy zawsze od początku... Zatem i ja rozpocznę od zeszytu #1, zatytułowanego “Powrót do domu”.
Spaghetti bolognese! Nadszedł wreszcie czas na kilka słów odnośnie komiksu pod tytułem “Lis” od Wydawnictwo Sol Invictus. Jak złote zasady omawiania prawią - omawiać należy zawsze od początku... Zatem i ja rozpocznę od zeszytu #1, zatytułowanego “Powrót do domu”.
Przepraszam za moje tłuste ślady paluchów na okładce... Po prostu długo tuliłem komiks do twarzy i płakałem ze szczęścia. |
Z Lisem znamy się już sporo czasu (w zasadzie z jego twórcą, scenarzystą i agentem specjalnym: Dariuszem Stańczykiem), więc nikogo dziwić nie powinno, że od samiuśkiego począteczku ślinka ciekła mi na komiksowe przygody tego rudego gościa. Jak tylko finanse pozwoliły - zakupiłem od razu wszystkie trzy zeszyty z Lisem i połknąłem całość w tempie ekspresowym. Obiecałem, że jak przeczytam, to i napiszę kilka zdań o moim lisim znajomku, co by może ktoś się zainteresował, bo przecież... no właśnie, czy warto?
Bardzo proszę bez podtekstów, tutaj oczywiście chodzi o wora ze zrabowanymi dobrami. |
Kim jest Lis? Nie chciałbym na pewno zdradzać jego tożsamości wszystkim, którzy komiksu nie znają... Bo ci, którzy czytali, wiedzą doskonale, że Lis jest dość młodym (rudy!, to pewnie nie ma duszy), przeciętnym gościem z Polandii, który wyemigrował za gramanicę za chlebem i złapał fuszkę w angielskim instytucie genetyki. Tam też wydarzyły się pewne... things... które odwróciły jego życie o 360... nie, chwila!... 180 stopni. W życiu każdego superbohatera nadchodzi bowiem taki moment, w którym oto właśnie zostaje on superbohaterem (damn, ale mądrość teraz poszła!). No i w życiu (prawie)każdego emigranta, który wyjechał do pracy, nadchodzi taki moment, kiedy to wraca w rodzinne strony. A jako, że nasz lisi friend mieszkał wcześniej w Warszafce, to też właśnie do tego miasta powraca. Lis marnotrawny. Stolica - ach! jakże piękna i prosperująca! - akuratnie potrzebuje kogoś, kto zaopatrzony jest w jakieś dodatkowe supermoce (dupy nie urywają, ale zawsze...), bo ewidentnie w mieścinie zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Jeśli w ogóle tak można określić fakt, że na ulicy giną ludzie i po dachach skacze sobie radośnie przepakowany gościu, który w dupie ma wymiar sprawiedliwości. A nie, chwila! On sam wymierza sprawiedliwość według własnego uznania. Spoko koleś, propsuję, wjedź tam na Wiejską na chwilę, co?
Ekhem, co to ja miałe... Czy ja właśnie za dużo opowiedziałem o pierwszym zeszycie Lisa, co? Kurde, no bo tak to właśnie się dzieje, jak nikt mnie nie pilnuje! W każdym razie, ten... Lis to jest całkiem interesujący superbohater from Polandia, którego przygody mnie ogromnie wkręciły i aż mi szkoda, że w Internetach nie można codziennie czytać o jego nowych poczynaniach. Ale jakoś chop żyć musi, to komiksy sprzedaje, co nie? Mam nadzieję, że kiedyś i ja chociaż pół, albo trzy czwarte komiksu komuś sprzedam. Znaczy swojego, bo Lisich to nie oddam, wara mi!
Taaa... Wiem, że jakość moich zdjęć nie powala... Ale czy w złej jakości nie tkwi prawdziwe piękno? Nie...? Ok. |
Generalnie trzeba powiedzieć, że komiks, choć krótki dość (bo to zeszytówka), to jednak sporo się w nim dzieje. Ciekawe dialogi, wciągająca fabuła, świetne rysunki - a kolory to już w ogóle miazga!, no i generalnie wszystko jest bardzo na plus i po numerze pierwszym aż ciężko się oderwać, żeby na przykład wyjść z psem... Zawsze można spuścić go na sznurkach przez balkon, co by się sam wyprowadził i wrócić do lektury drugiego numeru Lisa, co i ja z największą przyjemnością chyba zaraz zrobię po raz kolejny.
Na dzisiaj to tyle o rudzielcu from Warsaw, bo i tak za bardzo mi się język rozwiązał. Generalnie bardzo polecam i mam nadzieję, że nas kolejna zima nie zastanie do czasu, aż napiszę teksty odnośnie części #2 i #3... A tak w ogóle, to na Pyrkonie dorwałem zeszyt #4!
Oceniam Lisa #1 na soczyściutkie 9/10 misek spaghetti.
Dlaczego tak mało, pytacie? Zostawiam sobie 1 miskę na zapas, co by nie paść z głodu, no i przywalić ją przy okazji ‘recenzji’ kolejnych zeszytów! :D
Interesujecie się komiksami? Jeśli tak, to zapraszam tam, gdzie jestem najczęściej, czyli na fejsy. Wystarczy, że klikniecie w poniższą grafikę i przeniesie was prosto do mnie :) Do zobaczenia!
Interesujecie się komiksami? Jeśli tak, to zapraszam tam, gdzie jestem najczęściej, czyli na fejsy. Wystarczy, że klikniecie w poniższą grafikę i przeniesie was prosto do mnie :) Do zobaczenia!
Cześć!
Kompletnie nie wiem od czego zacząć po tak długiej przerwie... Przede wszystkim bardzo miło mi, że mimo iż nic nie było wrzucane na stronkę to i tak nie umarła ona śmiercią naturalną. Fajnie, że nadal tu wchodziliście, statystyki nie kłamią!
Kolejna sprawa to - nie było mnie bo miałam przez kilka ostatnich miesięcy dość intensywny okres w życiu, w pracy, do tego zachorowałam i wszystko miałam w d... nosie. Brak siły, brak chęci żeby robić coś więcej niż tylko oddychać (w króciutkich przerwach między pracą, badaniami, lekarzami i czasem szkołą). A kiedy czułam się lepiej to nie mogłam marnować tego czasu na siedzenie przed kompem.
Kilka razy wydawało mi się, że pora wrócić i nawet chwilami miałam do tego zapał, ale jednak zawsze coś mnie powstrzymywało. Nie potrafię określić jak to będzie teraz, ale zaczęło mi brakować tego całego pisania, wyrażania swojej opini, bycia blogerem. Wiem już na pewno, że nie do końca podobało mi się to jak było to prowadzone wcześniej.
Nie
chcę być przez wszystkich kojarzona tylko i wyłącznie z książkami,
szufladkowana jako ktoś kto ciągle siedzi pod kocem i czyta. Ja nie
mam świra na punkcie książek, nie wącham ich, nie czytam po nocach, nie
tworzę wyimaginowanych związków z fikcyjnymi bohaterami i nie robię tych
wszystkich innych rzeczy, którymi szczycą się książkoholicy. Nie
myślcie sobie, że uważam to za coś złego, ale ja taka nie jestem.
Oczywiście lubię czytać, układać je na półkach... Ale kiedy w dniu moich
urodzin otrzymałam życzenia tony książek, książek i jeszcze raz
książek... To zrozumiałam, że coś tu nie gra. Nie samymi książkami żyję. To nie jestem ja.
Brzmi to trochę jakbym nie miała już pisać o książkach, ale tak nie jest. Będę o nich pisać, całą prawdę, moje odczucia, ale nie tylko o nich. Nie będą to codziennie posty, bo nie czytam XX książek w miesiącu, robię różne inne rzeczy. I właśnie o tych różnych innych rzeczach, między innymi, chciałabym pisać. Spojrzałam na wszystko z dystansu i nabrałam nowego podejścia do wielu spraw, mam nadzieję, że będziecie chętni by poczytać o tym co mam do powiedzenia.