Recenzja komiksu LIS #01 Powrót do domu

6/08/2016


Makaron z tobą! Nazywam się Jon Spaghetti i jestem superbohaterem z internetów. Przybyłem, ażeby was nauczać! O komiksach w sensie... I ten, teges.. zapraszam na moją stronę i fejsa - tam możecie dowiedzieć się o mnie więcej i wziąć udział w konkursie :P

Spaghetti bolognese! Nadszedł wreszcie czas na kilka słów odnośnie komiksu pod tytułem “Lis” od Wydawnictwo Sol Invictus. Jak złote zasady omawiania prawią - omawiać należy zawsze od początku... Zatem i ja rozpocznę od zeszytu #1, zatytułowanego “Powrót do domu”.

Przepraszam za moje tłuste ślady paluchów na okładce... Po prostu długo tuliłem komiks do twarzy i płakałem ze szczęścia.
Z Lisem znamy się już sporo czasu (w zasadzie z jego twórcą, scenarzystą i agentem specjalnym: Dariuszem Stańczykiem), więc nikogo dziwić nie powinno, że od samiuśkiego począteczku ślinka ciekła mi na komiksowe przygody tego rudego gościa. Jak tylko finanse pozwoliły - zakupiłem od razu wszystkie trzy zeszyty z Lisem i połknąłem całość w tempie ekspresowym. Obiecałem, że jak przeczytam, to i napiszę kilka zdań o moim lisim znajomku, co by może ktoś się zainteresował, bo przecież... no właśnie, czy warto?

Bardzo proszę bez podtekstów, tutaj oczywiście chodzi o wora ze zrabowanymi dobrami.
Kim jest Lis? Nie chciałbym na pewno zdradzać jego tożsamości wszystkim, którzy komiksu nie znają... Bo ci, którzy czytali, wiedzą doskonale, że Lis jest dość młodym (rudy!, to pewnie nie ma duszy), przeciętnym gościem z Polandii, który wyemigrował za gramanicę za chlebem i złapał fuszkę w angielskim instytucie genetyki. Tam też wydarzyły się pewne... things... które odwróciły jego życie o 360... nie, chwila!... 180 stopni. W życiu każdego superbohatera nadchodzi bowiem taki moment, w którym oto właśnie zostaje on superbohaterem (damn, ale mądrość teraz poszła!). No i w życiu (prawie)każdego emigranta, który wyjechał do pracy, nadchodzi taki moment, kiedy to wraca w rodzinne strony. A jako, że nasz lisi friend mieszkał wcześniej w Warszafce, to też właśnie do tego miasta powraca. Lis marnotrawny. Stolica - ach! jakże piękna i prosperująca! - akuratnie potrzebuje kogoś, kto zaopatrzony jest w jakieś dodatkowe supermoce (dupy nie urywają, ale zawsze...), bo ewidentnie w mieścinie zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Jeśli w ogóle tak można określić fakt, że na ulicy giną ludzie i po dachach skacze sobie radośnie przepakowany gościu, który w dupie ma wymiar sprawiedliwości. A nie, chwila! On sam wymierza sprawiedliwość według własnego uznania. Spoko koleś, propsuję, wjedź tam na Wiejską na chwilę, co?

Ekhem, co to ja miałe... Czy ja właśnie za dużo opowiedziałem o pierwszym zeszycie Lisa, co? Kurde, no bo tak to właśnie się dzieje, jak nikt mnie nie pilnuje! W każdym razie, ten... Lis to jest całkiem interesujący superbohater from Polandia, którego przygody mnie ogromnie wkręciły i aż mi szkoda, że w Internetach nie można codziennie czytać o jego nowych poczynaniach. Ale jakoś chop żyć musi, to komiksy sprzedaje, co nie? Mam nadzieję, że kiedyś i ja chociaż pół, albo trzy czwarte komiksu komuś sprzedam. Znaczy swojego, bo Lisich to nie oddam, wara mi!

Taaa... Wiem, że jakość moich zdjęć nie powala... Ale czy w złej jakości nie tkwi prawdziwe piękno? Nie...? Ok.
Generalnie trzeba powiedzieć, że komiks, choć krótki dość (bo to zeszytówka), to jednak sporo się w nim dzieje. Ciekawe dialogi, wciągająca fabuła, świetne rysunki - a kolory to już w ogóle miazga!, no i generalnie wszystko jest bardzo na plus i po numerze pierwszym aż ciężko się oderwać, żeby na przykład wyjść z psem... Zawsze można spuścić go na sznurkach przez balkon, co by się sam wyprowadził i wrócić do lektury drugiego numeru Lisa, co i ja z największą przyjemnością chyba zaraz zrobię po raz kolejny.

Na dzisiaj to tyle o rudzielcu from Warsaw, bo i tak za bardzo mi się język rozwiązał. Generalnie bardzo polecam i mam nadzieję, że nas kolejna zima nie zastanie do czasu, aż napiszę teksty odnośnie części #2 i #3... A tak w ogóle, to na Pyrkonie dorwałem zeszyt #4!

Oceniam Lisa #1 na soczyściutkie 9/10 misek spaghetti. 


Dlaczego tak mało, pytacie? Zostawiam sobie 1 miskę na zapas, co by nie paść z głodu, no i przywalić ją przy okazji ‘recenzji’ kolejnych zeszytów! :D

Interesujecie się komiksami? Jeśli tak, to zapraszam tam, gdzie jestem najczęściej, czyli na fejsy. Wystarczy, że klikniecie w poniższą grafikę i przeniesie was prosto do mnie :) Do zobaczenia!


(powyższy tekst pojawił się także na moim fb: >klik< i stronie >klik<)

Zobacz także:

0 komentarze