5 rzeczy, które wku*wiają mnie w blogosferze

2/22/2015

Jak się siedzi nad recenzją od ponad godziny i nie można wypocić więcej niż kilkunastu zdań, a bezdenna czeluść internetu wzywa co rusz, ale nie ma tam tak naprawdę nic ciekawego, to... Człowiekowi różne rzeczy do głowy przychodzą. Ot, na przykład spisanie kilku spostrzeżeń i zachowań ludzi, które przez te kilka lat buszowania po blogosferze zalazły mocno za skórę i jakoś nie było okazji się tym wcześniej podzielić. Ciekawe czy zgadzacie się z tymi 5 grzechami głównymi blogerów, a może dorzucicie do puli jakieś dodatkowe atrakcje, których byliście świadkiem i doprowadziły was do szewskiej pasji lub chociaż mocno zniesmaczyły?

1. Kradzież tekstu lub kopiowanie fragmentów, dodawanie kilku słów i udawanie, że "to moje".
Ku*wa mać. Przepraszam, że tak niekulturalnie (cenzurka jest, to się młodsi nie rozpsują), ale inaczej się tego skwitować nie da. Już niejednokrotnie spotykałem się w sieci z tekstami dziwnie podobnymi do mojego, bądź też i podejrzanie znajomymi. Później oczywiście okazuje się, że faktycznie, trach!, gdzieś już ten tekst/recenzję/artykuł, czy cokolwiek innego, widziałem. Jak się nie ma własnych przemyśleń, bądź nie potrafi spłodzić dłuższych wywodów tekstowych, ażeby to miało ręce i nogi, to po kiedy czorta się w ogóle do tego zabierać? Pewnie, że można się inspirować innymi, ba!, niekiedy i mi się zdarza przeczytać kilka innych tekstów zanim zasiądę do swojego. Dzięki temu przypominają mi się pewne kwestie, o których też chciałem napisać, bądź też patrzę na sprawę z innej perspektywy, ale do cholery jasnej, nie kopiujmy od innych!

2. "Nie przeczytałem twojego tekstu, ale i tak skomentuję, żeby się zareklamować".
Ku*wa mać do kwadratu. Dostaję piany jak widzę coś takiego. Nie żebym był przesadnie agresywny, czy nerwowy (no dobra, może mi się zdarza mieć gorszy dzień), ale gdy widzę komentarz w stylu: "Świetna recenzja, zachęciła mnie do sięgnięcia po książkę! Zajrzyj do mnie www.pie*dolęgłupoty.blogspot.com", to chwytam się za głowę i zadaję sobie pytanie co ja tu jeszcze robię?! Aż się czasami odechciewa spisywać kolejnych tekstów, bo tylko czekać na takie perełki: "Miałam wątpliwości, ale po przeczytaniu opinii chyba jednak sięgnę" pod recenzją książki, która okazała się totalnym gniotem. "Super! Zapraszam do mnie www.tylkoudajężeczytamtwojerecenzje.blogspot.com". Ręka, noga, mózg na ścianie - jak mawiała moja nauczycielka od chemii w podstawówce.

3. Streszczenia książek, filmów, komiksów, czy co akurat wpadnie w ręce, czy też nogi.
Zdarzają się tacy agenci, co idą typowo na ilość, a nie na jakość. W zasadzie, to o jakości chyba w ogóle w życiu nie słyszeli. Coś tam się im obiło o uszy, że blogowanie i pisanie recenzji to fajna rzecz, można znaleźć sobie fanów w internetach i być małą gwiazdką z Zasiedmiogórogrodu. Przez jakiś czas śledziłem nawet kilka takich barwnych postaci oraz ich poczynania. Ot tak, żeby zaserwować sobie dzienną porcję rozrywki i pomyśleć sobie "Dobra, ok. Jednak mi to pisanie to jako tako wychodzi...". Ku pokrzepieniu serca można by rzec, niejako. Wróćmy jednak do meritum - Pytam ja się, do czorta... Jak można napisać kilka zdań tekstu o fabule, przy okazji zdradzając wstęp, rozwinięcie i zakończenie tegoż dzieła (filmu/książki/komiksu, etc.), dać tytuł "Recenzja tego i tamtego", opublikować i potem jeszcze kazać to ludziom czytać? Ja rozumiem, że niektórzy mogą totalnie nie potrafić wykrzesać z siebie opinii i ubrać ją w jako takie sensowne zdania. Ale w takim razie po cholerę zakładają blogi i zaczynają pisać? Naprawdę łudzą się, że ktoś im będzie wdzięczny za opisanie całości? "Ok, fajnie, wiem już wszystko co będzie się działo w tej książce, to mogę ją sobie odpuścić." Ale chyba szukamy w sieci recenzji nie w tym celu, prawda?

4. Szablony spod rąk doktora Frankensteina i Edwarda
Nożycorękiego. To żyje?! Ratunku!
Niektórzy blogerzy naprawdę mają talent do tworzenia szablonów, które aż wypalają oczy. Pstrokato, coś tam miga, coś tam fruwa, tekst kompletnie nieczytelny i bogowie wiedzą co jeszcze! To aż boli! Zdarzają się szablony, które z powodzeniem mogłyby być startować na jakiejś wystawie osobliwości. Nie chciałbym w tym miejscu podcinać skrzydeł początkującym, a wręcz przeciwnie. Jeśli chcesz, żeby czytelnik wchodzący na Twojego bloga nie dostał na miejscu napadu epilepsji, to postaraj się trochę o ten swój szablon. Nie musisz nikomu płacić za robociznę. Wystarczy odrobina cierpliwości, trochę reaserchu i w całkiem niedługim czasie możesz stworzyć szablon, na który da się patrzeć. Z biegiem czasu zauważysz, że jeszcze tu i tam można poprawić, a może nawet ktoś ci coś podpowie przy dobrych wiatrach. Ale na litość boską, nie róbcie ze swoich blogów śmietnika i nie wrzucajcie tam wszystkiego, co tylko wyda Wam się ciekawe lub zabawne. Tu trzeba trochę wyczucia!

5. Muzyczka na blogu. Serio, ku*wa? Serio?!
Szlag mnie trafia, gdy otwieram sobie kilka nowych zakładek, żeby przeczytać interesujące mnie posty, a tu nagle ni stąd ni zowąd JeBuuuUUUUUUttTTTT! No pewnie, że mam włączone głośniki. No pewnie, że akurat miałem podkręcone na cały regulator. I weź tu teraz szukaj skąd to diabelstwo drze ryja? Często w takich wypadkach po prostu wyłączam wszystko w cholerę i szukam dalej... Naprawdę, moi drodzy, jak ktoś będzie chciał sobie posłuchać piosenki, to sam sobie włączy to, co lubi. Nie każdy ma ten sam gust muzyczny, a w taki sposób odstrasza się jedynie wielu potencjalnych czytelników.

I wiesz co mnie boli? Teraz już chyba wiesz :) Pewnie jakby się tak bardziej rozejrzeć, to znalazłoby się jeszcze kilka denerwujących rzeczy, ale to już pozostawiam innym. Nie wstrzymujcie się - wyrzućcie to z siebie! Co was wku*wia w blogosferze? Jestem niezmiernie ciekaw.

P.S. Raz jeszcze przepraszam za tę odrobinę łaciny w treści, ale człowiek raz na jakiś czas musi puścić trochę pary. Pewnie, że to strona traktująca o kulturze, ale nie oszukujmy się - i kulturalnej osobie zdarzy się rzucić soczystą ku*wą.

Zobacz także:

11 komentarze

  1. Też nie przepadam za muzyką na czyiś blogach - zazwyczaj kiedy czytam jakieś blogi, słucham swoich własnych ukochanych utworów, a tu nagle zaczynają się jakieś zagłuszające wszystko inne ryki. A co do innych rzeczy - szczerze? Już dawno się do tego przyzwyczaiłam, i uznałam, że nie ma o co walczyć. Chociaż kiedy na moim blogu pojawia się komentarz "ciekawa recenzja. obs za obs", a jest on pod postem... podsumowanie miesiąca, to zaczynam się poważnie zastanawiać nad tym, czy blogowanie to na pewno taki dobry pomysł. Na szczęście szybko przechodzi:)

    OdpowiedzUsuń
  2. True! Zgadzam się z tobą w każdej kwestii, a już tym bardziej w sprawie muzyczki... matko i córko, jak ja tego cholerstwa nienawidzę! Jak nie zawał serca to pół godziny bawienia się w Sherlocka między zakładkami.

    OdpowiedzUsuń
  3. Veroniqusia Waters - Coraz częściej zauważa się zjawisko totalnego olewactwa odnośnie treści posta i komentowanie dla komentowania lub reklamy. Na początku było to nawet zabawne, ale z czasem robi się po prostu denerwujące :|
    Alex x - Dokładnie. Nie wiem co siedzi w głowach ludziom, którzy ustawiają sobie całą playlistę na swojej stronie/blogu...

    OdpowiedzUsuń
  4. Również nienawidzę muzyczki na blogu... Od razu gdy widzę taki blog, mam ochotę go wyłączyć :|
    A jeśli chodzi o komentowanie tylko dla zareklamowania się - olewam takie blogi, na początku, co prawda, działało mi to na nerwy, ale teraz ignoruję to i najczęściej też usuwam takie komentarze, żeby nie zaśmiecały mi strony. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystkie wspomniane punkty znam aż za dobrze. Po kilku latach przebywania w blogosferze albo człowieka przestaną ruszać tego typu rzeczy, albo zeświruje i rzuci to wszystko w cholerę.
    Co prawda nigdy nie miałam problemu z osobą kopiującą moje teksty (chociaż może po prostu nie zawędrowałam w aż tak dalekie rejony internetów), ale co chwilę wychodzą na jaw podobne sytuacje. Nie dalej, jak tydzień temu jedna z moich znajomych znalazła konto na lubimyczytac.pl, na którym użytkowniczka wklejała recenzje różnych - mniej lub bardziej znanych - blogerów i po zwróceniu jej uwagi na temat łamania praw autorskich spotkała się z fochem, bo to przecież "jej dzieło".
    Co do komentowania, to takie puste komentarze przegrywają chyba tylko z "kom/kom". Jeżeli ktoś nie ma absolutnie nic do powiedzenia na temat mojego tekstu, to niech wyjdzie ze strony i zaoszczędzi zarówno sobie, jak i mnie czasu. Mam tylko nadzieję, że takie osoby szybko zrozumieją, że nie na tym to wszystko polega i się poprawią (chociaż odrobinkę).
    Szablony, och szablony! Ja nie wiem, czy ludzie po prostu nie wiedzą o istnieniu w sieci darmowych szabloniarni, z których mogą pobrać kody, dzięki którym ich strona nie będzie powodować oczopląsu, ale faktem jest, że niektórzy przejawiają wręcz niezdrową skłonność do wrzucania na swoje blogi wszystkiego co się da, nie pamiętając (lub po prostu nie znając) zasady "Z", wpływu kolorów na obiór tekstu oraz zasad pamięci krótkotrwałej człowieka. Przykre i bolesne dla czytelnika.
    Co do muzyki, to akurat Google Chrome poniekąd rozwiązał ten problem, bo dodał w widoku zakładek ikonkę głośniczka przy karcie, w której coś nam zaczęło grać. Niby nie jest to cudowne rozwiązanie, gdyż nadal musimy wejść na stronę i odszukać źródło tego wycia, ale przynajmniej nie musimy już zamykać całego okna przeglądarki ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Drugą rzeczą po muzyce, która mnie wnerwia jest zawalanie bloga, niestety nie wiem jak to się fachowo nazywa, ale takimi kolorowymi, migającymi pierdołami. Moim ulubionym jest kursor w kształcie jakiejś tęczowej kupy, z której płynie gwiazdkowo-tęczowy szlam, w skuteczny sposób zasłaniając napisany tekst. Zawsze wtedy czekam, żeby przez ekran przebiegł tęczowy, słitaśny do porzygu kucyk Pony i zrobił gwiazdkowe siku! Inna sprawa, że na takich blogach poziom czytanej literatury też pozostawia wiele do życzenia.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgadzam się, zajrzyj do mnie. :P

    A tak serio: faktycznie się zgadzam. Tych blogowych grzeszków można zresztą wymienić o wiele więcej. Przez streszczenia, często czytam tylko podsumowanie recenzji (i czasami wymiękam, gdy ma ono postać dwóch zdań, z czego jedno sprowadza się do "polecam"). Nie lubię też gifów, ciemnego tła i jasnych liter i takich tam bajerów.

    Za kradzież tekstów powinno się natomiast banować na amen.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wszystkie punkty jakże trafnie uwypuklają to, co również mnie irytuje. Cieszę się, że ktoś wreszcie zauważył beznadziejność wstawiania sobie odtwarzacza muzyki na swojego bloga. Jeszcze jest to do zniesienia, jeżeli utwór nie włącza się automatycznie, ale faktycznie jak tak czasem poleci z niewiadomo którego okna/zakladki i to jeszcze coś niezbyt spokojnego, szlag człowieka trafia. Poza tym instytucję YouTube'a chyba wszyscy znają. Można na przykład gdzieś z boku podac tytuly i wykonawców fajnych utworów dla kogoś, kto chciałby dowiedzieć się czegoś o naszym guście muzycznym, ale bez przesady.
    Co do streszczeń - nienawidzę takich pseudo recenzji i zwykle albo zwracam uwagę (jak mam ochotę tak solidnie się do kogoś przyje...) albo po prostu nie komentuję bo po co robić komuś, kto nie zasługuje, ruch na blogu.
    Odniosę się jeszcze do punktu numer 2 - widac często w komentarzach, że ktoś nie wysilił się na przeczytanie czegokolwiek z postu, chciał tylko się pokazać lub zareklamować... przedstawicieli takiego ludu ignoruję, bądź usuwam komentarze, żeby zostały mi tylko te ciekawe, nawet jeśli krytyczne. A te które nic nie wnoszą i widać, że autor miał głeboko w poważaniu to co zawierał post, zasługują na eksterminację.

    OdpowiedzUsuń
  9. To takie prawdziwe.
    Mnie natomiast denerwuje wciskanie w recenzje emotek gdzie się da. W ogóle wciskanie emotek w recenzje. Jestem jeszcze w stanie zrozumieć to przy postach około książkowych/ bardziej prywatnych, ale bez przesady.
    Kolejnym co mnie denerwuje to wciskanie do apostrofy przymileń typu: kochani, drodzy itp.
    Na ogół blogosfera mnie denerwuje.
    Ale po prostu jestem drażliwym człowiekiem.

    OdpowiedzUsuń
  10. Punkt pierwszy jest zdecydowanie najgorszy. Niestety i swoje teksty znalazłam w miejscach, które nie były moim blogiem. Pal licho inspirowanie się czymś co stworzyłam, choć też szlag trafia, ale gdy znalazłam bloga dziewuchy, której z podpierniczonego tekstu nie chciało się nawet "Gosiarelli" wyciąć (bynajmniej nie chodziło o mnie, jako autorkę, tylko czasami wplatam swój nick w tekst).

    Punkt drugi na szczęście już u mnie praktycznie wymarł. Max raz na pół roku trafi się jedna taka i więcej nie wraca. Na wspaniałych czytelników narzekać nie mogę.

    Punkt trzeci aż tak mnie nie razi, bo moja pamięć i tak to wypiera, jednak małe oznaczenie [SPOILER] naprawdę pomogłoby.

    W blogosferze bolą mnie za to inne rzeczy. Przykładowo mentalność co niektórych, tworzenie tytułów, które nijak się mają do treści oraz pisania w komentarzach jaki masz problem. Wiem, że część odebrałaby to za hejt, ale większość wyciągnęłaby wnioski.

    OdpowiedzUsuń
  11. Z blogową muzyką nie spotkałam się jeszcze ani razu i mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.
    Co do komentarzy, to czasem po prostu płaczę lub rzucam komputerem po pokoju. Coś typu "Nie przeczytam." a pod spodem link do bloga. Nie neguję wstawiania linków do bloga, sama to robię, ale staram się przeczytać recenzje i wystukać kilka słów na temat danej pozycji lub posta. Na samym początku recenzowania spotkałam się z komentarze typu: "Fajna książka, na moim blogu też pojawił się post o książce. Zapraszam" i od razu został usunięty. Nie udzielam reklamowania blogów.
    Z samym kopiowaniem się jeszcze nie spotkałam i nie sądzę, żeby było to przyjemne.

    OdpowiedzUsuń