Teraz, czy - Maybe someday - COLLEEN HOOVER

12 maja


"Maybe someday" to kolejne dzieło Colleen Hoover. Autorki znanej przede wszystkim z rewelacyjnej, chwytającej za serce i długo nie dającej o sobie zapomnieć - książki "Hopeless". Po sukcesie jakim okazała się wspomniana lektura i kacu książkowym, który mi przysporzyła, miałam dość spore oczekiwania wobec "Maybe someday". 


Sydney żyje sobie całkiem normalnie i spokojnie - studiuje, pracuje, mieszka z przyjaciółką i jest w stabilnym związku... Wszystko to wali się w chwili, gdy dowiaduje się prawdy o swoich najbliższych. 

Dziewczyna zostaje bez pieniędzy i dachu nad głową, ale na szczęście na swojej drodze spotyka Ridge'a. Chłopaka, który jest niezwykle utalentowanym muzykiem z blokadą twórczą, przez co nie jest w stanie napisać żadnego tekstu. W zamian za pomoc Sydney otrzymuje własny kąt. Szybko łapią wspólny język i okazuje się, że razem są w stanie tworzyć wspaniałe teksty, które łamią serca...


"Maybe someday" w przepiękny sposób opowiada o muzyce. Nie tylko o jej tworzeniu, ale także ukrytym przekazie, odebieraniu i emocjach, które wywołuje. Jest to pierwsza książka podczas, której odsłuchiwałam specjalną playlistę i spokojnie mogę to wpisać na listę "niesamowitych przeżyć". Świetne było to, że wszystkie teksty wspólnie pisane przez Sydney i Ridge'a miały "ukryty" przekaz i tyczyły się sytuacji w jakiej się znajdowali. Piosenki były przepełnione emocjami, które również mi się udzielały i myślę, że to właśnie taki zamysł miała autorka. Colleen Hoover wymyśliła świetny sposób by przekazać czytelnikowi emocje bohaterów. Genialne.

"W angielskim alfabecie jest tylko dwadzieścia sześć liter. Można by pomyśleć, że z tyloma literami niewiele można zrobić. Można by pomyśleć, że kiedy wymiesza się je i połączy w słowa, mogą one wywołać tylko ograniczoną liczbę uczuć. A jednak tych uczuć może być nieskończenie wiele i ta piosenka jest tego dowodem. Nigdy nie zrozumiem, w jaki sposób kilka prostych słów połączonych ze sobą może kogoś zmienić, a jednak ten utwór i jego słowa całkowicie mnie odmieniają. Czuję się tak, jakby „może kiedyś” się we „właśnie teraz."

Poza genialnymi piosenkami, kolejną rewelacyjną rzeczą w "Maybe someday" jest kreacja bohaterów. Zwłaszcza tych głównych, chociaż drugoplanowi są też interesujący. Oczywiście, najbardziej wyrazistą postacią jest Sydney, chociaż to Ridge'a najbardziej polubiłam. Jego autentyczność, na którą składały się podejście do życia, delikatność, pasja, otwartość, ciekawość świata i przede wszystkim poczucie humoru zostały tak wykreowane, że jestem pełna podziwu. Każdy z bohaterów otrzymał konkretne cechy charakteru, które były dla niego charakterystyczne i mocno eksponowane. Świetnym motywem było wplecenie w fabułę zamiłowania poszczególnych osób do robienia sobie psikusów. 














"Maybe someday" wielokrotnie ukazuje ironie losu, zahacza  o ciężkie, niewygodne tematy. Nie jest tak naładowana napięciem seksualnym jak to było w przypadku "Hopeless", ale nie znaczy to, że wcale go tam nie ma, po prostu jest go odrobinę mniej, bo jest tłumione przez bohaterów, którzy nieustannie walczą z pokusą i obiecują sobie, że "może kiedyś".
"Sercu nie można powiedzieć, kiedy, kogo i jak ma kochać. Serce powinno robić to, co mu się żywnie podoba. Jedna rzecz jaką możemy kontrolować, to czy daje naszym życiom i umysłom szanse, by dogonić nasze serce."

Niestety "Maybe someday" nie jest aż tak rewelacyjna jak "Hopeless", chociaż tak naprawdę ciężko to, od tak sobie stwierdzić. Są to dwie różne książki, jednak można dostrzec drobne podobieństwa, zwłaszcza w kreacji bohaterów. "Maybe someday" nie "oderwało" mnie od życia tak jak zrobiło to "Hopeless" i to jest chyba jeden z powodów, dla którego czuje się odrobinę rozczarowana. Co prawda "Maybe someday" poruszyła mnie niejednokrotnie, powywracała moje wnętrzności kilkoma scenami, ale przydługie zakończenie sprawiło, że moja totalna euforia zdążyła przygasnąć, a napięcie całkowicie zniknęło, bo dokładnie wiedziałam jak to się skończy. Chociaż miałam nadzieję na jakąś niespodziankę... Nie zmienia to faktu, że "Maybe someday" ogromnie mi się podobała i mimo wszystko stała się jedną z ulubionych powieści.

Autor: Colleen Hoover
Gatunek: New adult
Wydawnictwo: Otwarte (Moondrive)
Liczba stron: 440

Zobacz także:

0 comments

Łączna liczba wyświetleń