Recenzja książki "Kwiat paproci"

7/18/2013

Niesamowicie rzadko zdarza się, iż książka mi się nie podobała. Zawsze próbuję znaleźć jakieś plusy. Lubię czytać i robię to hobbystycznie, a kolejne lektury sam sobie wybieram. Wiem zatem przeważnie z czym będę miał do czynienia i staram się nie tracić czasu na książki, które na pewno mnie nie zainteresują. Czasami jednak ryzykuję i często okazuje się, że mimo wszystko było warto. Nie mogę jednak powiedzieć tego samego o "Kwiecie paproci"... Sam jestem sobie winien. Czytałem przecież wiele negatywnych opinii, ale zdarzyły się też i pozytywne (całkiem sporo), więc postanowiłem sprawdzić jak to jest naprawdę. Pomyślałem sobie: na pewno nie będzie aż tak źle... Cóż, było...




Zacznijmy zatem od samego początku... O czym jest książka debiutanta, Dominika Sokołowskiego? O wszystkim i o niczym. Pomieszanie z poplątaniem, jak raczył już zauważyć ktoś przede mną. Wszelkie wydarzenia rozgrywają się na zdeformowanej mapie Europy. Mamy tu mnóstwo nazw krajów - rzecz jasna, nieznanych i wykreowanych przez autora, jednakowoż kopia rzeczywistości aż razi w oczy. Cały świat jest jedną wielką mieszanką wszystkiego, co tylko możliwe. Mamy realia quasi średniowieczne splecione ze starożytnym Rzymem, Grecją, z domieszką mitologii nordyckiej... Och, żeby tylko. Pojawia się tu tyleż motywów zaczerpniętych z wymienionych okresów, jak i z wielu innych, że aż boli głowa. W pewnym momencie nie byłem już w stanie tego wszystkiego po prostu ogarnąć... Cerber, Charon, Królowa Śniegu, Wikingowie, smoki, magowie... A to tylko czubek góry lodowej. Cała akcja fabularna kręci się wokół Isaakiosa, prawowitego dziedzica tronu, który jednak aktualnie znajduje się na wygnaniu. Jego matka została zamordowana, a królestwo wpadło w łapska uzurpatora. Isaakios wraz ze swym druhem i opiekunem, Łamignatem, przez wiele lat przebywał poza granicami swej ojczyzny. Nie dziwota zresztą, że przyszedł w końcu dzień, w którym postanawiają zacząć działać. Równolegle do tych wydarzeń rozgrywają się także losy rycerza Iliasa, który wraz ze swym wiernym giermkiem, Basarabem, wyrusza w podróż, by zemścić się na barbarzyńcach za śmierć swojej młodej żony i nienarodzonego syna. Jest także i trzeci wątek, który opisuje losy Michelle, agentki na usługach Inkwizycji, która to dostaje zadanie przyjrzenia się bliżej tajemniczej sekcie urzędującej w stolicy.

Jak sam autor się przyznaje - jest fanem gier typu RPG. Mało tego - stworzył swój autorski system, a wydarzenia z "Kwiatu paproci" są właśnie osadzone w jego realiach. Wszystko to mogłoby być naprawdę ciekawe i oryginalne, gdyby nie było jednocześnie przewidujące, jak i zagmatwane. I po prostu nudne. Dawno nie zmęczyłem się tak przy lekturze... Główny bohater błąka się po Cesarstwie Arkadyjskim bez wyraźnego celu, bez jakiegoś nadrzędnego pragnienia... Cóż, można powiedzieć, iż chce on odzyskać tron, ale co z tego, jeśli w żaden sposób nie można tego odczuć podczas lektury? Mamy tu tylko kilka jego przygód, których w gruncie rzeczy podejmuje się nader lekkomyślnie, a jego dotychczasowy opiekun, Łamignat, na to wszystko przystaje... Niczym właśnie w grze RPG, Isaakios wykonuje quest za questem i niestety nie można tu odczuć pewnej ciągłości, dążenia do wyższego celu... Wątki dotyczące innych postaci również nie są zbytnio interesujące. Głównie przeszkadza tu fakt, że każdy czytelnik fantasy zna już takie archetypy na wylot. Rycerz poszukujący zemsty, piękna i sprytna agentka, no i sam dziedzic tronu, który został go pozbawiony przez uzurpatora... Czytelnik "głębiej siedzący" w fantastyce zna już takich postaci na pęczki, a ci przedstawieni przez Sokołowskiego niestety nie wprowadzają tu nic nowego. Jeśli chodzi o warsztat autora, to również nie powala. Czasem historia jest opowiadana w prosty i przystępny sposób, a za chwilę trzeba się bardziej skupić, by móc rozszyfrować co tak naprawdę pisarz miał na myśli... Książkę czyta się zatem dość ciężko i szczerze powiedziawszy - niekiedy musiałem się zmuszać, by dobrnąć do końca, gdyż według własnej zasady: nie recenzuję powieści, nie przeczytawszy jej uprzednio w całości.

Nie przyglądałem się zbytnio promocji "Kwiatu paproci", ale mimo wszystko często gdzieś mi tam mignęła okładka, czy też informacja o książce. Wnioskuję zatem, że reklamę miała całkiem niezłą. A pozostawszy przy okładce - to całkiem udana i, może nie tyle co oryginalna, ale na pewno przykuwająca uwagę i zachęcająca do przeczytania. Niestety, z bólem stwierdzam, że "Kwiat paproci" jest słabą lekturą i nie pamiętam już nawet kiedy tak bardzo wynudziłem się przy jakiejś książce. Fabuła, jak i postacie nie wprowadzają nic nowego, a narracja nie ratuje sytuacji. Nie polecam tej książki, a sam raczej po kontynuację nie sięgnę (historia ma zamknąć się bowiem w trylogii), chyba że jakimś cudem trafi w moje ręce.



Autor: Dominik Sokołowski
Gatunek: Fantasy
Wydawnictwo: Rebis
Liczba stron: 400
Ocena: 3/10

Zobacz także:

3 komentarze

  1. No cóż... szkoda, że tak wyszło, bo zwykle kibicuję debiutantom. Ale oklepane fantasy to rzeczywiście nie dla mnie. Natomiast bardzo podoba mi się imię postaci "Łamignat" :D

    OdpowiedzUsuń
  2. To ja podziękuję, wolę książki, które nie męczą, są lekkie albo tak oryginalne, że nie da się oderwać. Choć sam tytuł intrygujący, więc pewnie gdybym nie wiedziała, że to zła książka, a w bibliotece bym spotkałam, pewnie bym wypożyczyła...

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. A już myślałam, że będzie ciekawa... odpuszczę ją sobie.

    OdpowiedzUsuń