­

5 rzeczy, które wku*wiają mnie w blogosferze

22 lutego

Jak się siedzi nad recenzją od ponad godziny i nie można wypocić więcej niż kilkunastu zdań, a bezdenna czeluść internetu wzywa co rusz, ale nie ma tam tak naprawdę nic ciekawego, to... Człowiekowi różne rzeczy do głowy przychodzą. Ot, na przykład spisanie kilku spostrzeżeń i zachowań ludzi, które przez te kilka lat buszowania po blogosferze zalazły mocno za skórę i jakoś nie było okazji się tym wcześniej podzielić. Ciekawe czy zgadzacie się z tymi 5 grzechami głównymi blogerów, a może dorzucicie do puli jakieś dodatkowe atrakcje, których byliście świadkiem i doprowadziły was do szewskiej pasji lub chociaż mocno zniesmaczyły?

1. Kradzież tekstu lub kopiowanie fragmentów, dodawanie kilku słów i udawanie, że "to moje".
Ku*wa mać. Przepraszam, że tak niekulturalnie (cenzurka jest, to się młodsi nie rozpsują), ale inaczej się tego skwitować nie da. Już niejednokrotnie spotykałem się w sieci z tekstami dziwnie podobnymi do mojego, bądź też i podejrzanie znajomymi. Później oczywiście okazuje się, że faktycznie, trach!, gdzieś już ten tekst/recenzję/artykuł, czy cokolwiek innego, widziałem. Jak się nie ma własnych przemyśleń, bądź nie potrafi spłodzić dłuższych wywodów tekstowych, ażeby to miało ręce i nogi, to po kiedy czorta się w ogóle do tego zabierać? Pewnie, że można się inspirować innymi, ba!, niekiedy i mi się zdarza przeczytać kilka innych tekstów zanim zasiądę do swojego. Dzięki temu przypominają mi się pewne kwestie, o których też chciałem napisać, bądź też patrzę na sprawę z innej perspektywy, ale do cholery jasnej, nie kopiujmy od innych!

2. "Nie przeczytałem twojego tekstu, ale i tak skomentuję, żeby się zareklamować".
Ku*wa mać do kwadratu. Dostaję piany jak widzę coś takiego. Nie żebym był przesadnie agresywny, czy nerwowy (no dobra, może mi się zdarza mieć gorszy dzień), ale gdy widzę komentarz w stylu: "Świetna recenzja, zachęciła mnie do sięgnięcia po książkę! Zajrzyj do mnie www.pie*dolęgłupoty.blogspot.com", to chwytam się za głowę i zadaję sobie pytanie co ja tu jeszcze robię?! Aż się czasami odechciewa spisywać kolejnych tekstów, bo tylko czekać na takie perełki: "Miałam wątpliwości, ale po przeczytaniu opinii chyba jednak sięgnę" pod recenzją książki, która okazała się totalnym gniotem. "Super! Zapraszam do mnie www.tylkoudajężeczytamtwojerecenzje.blogspot.com". Ręka, noga, mózg na ścianie - jak mawiała moja nauczycielka od chemii w podstawówce.

3. Streszczenia książek, filmów, komiksów, czy co akurat wpadnie w ręce, czy też nogi.
Zdarzają się tacy agenci, co idą typowo na ilość, a nie na jakość. W zasadzie, to o jakości chyba w ogóle w życiu nie słyszeli. Coś tam się im obiło o uszy, że blogowanie i pisanie recenzji to fajna rzecz, można znaleźć sobie fanów w internetach i być małą gwiazdką z Zasiedmiogórogrodu. Przez jakiś czas śledziłem nawet kilka takich barwnych postaci oraz ich poczynania. Ot tak, żeby zaserwować sobie dzienną porcję rozrywki i pomyśleć sobie "Dobra, ok. Jednak mi to pisanie to jako tako wychodzi...". Ku pokrzepieniu serca można by rzec, niejako. Wróćmy jednak do meritum - Pytam ja się, do czorta... Jak można napisać kilka zdań tekstu o fabule, przy okazji zdradzając wstęp, rozwinięcie i zakończenie tegoż dzieła (filmu/książki/komiksu, etc.), dać tytuł "Recenzja tego i tamtego", opublikować i potem jeszcze kazać to ludziom czytać? Ja rozumiem, że niektórzy mogą totalnie nie potrafić wykrzesać z siebie opinii i ubrać ją w jako takie sensowne zdania. Ale w takim razie po cholerę zakładają blogi i zaczynają pisać? Naprawdę łudzą się, że ktoś im będzie wdzięczny za opisanie całości? "Ok, fajnie, wiem już wszystko co będzie się działo w tej książce, to mogę ją sobie odpuścić." Ale chyba szukamy w sieci recenzji nie w tym celu, prawda?

4. Szablony spod rąk doktora Frankensteina i Edwarda
Nożycorękiego. To żyje?! Ratunku!
Niektórzy blogerzy naprawdę mają talent do tworzenia szablonów, które aż wypalają oczy. Pstrokato, coś tam miga, coś tam fruwa, tekst kompletnie nieczytelny i bogowie wiedzą co jeszcze! To aż boli! Zdarzają się szablony, które z powodzeniem mogłyby być startować na jakiejś wystawie osobliwości. Nie chciałbym w tym miejscu podcinać skrzydeł początkującym, a wręcz przeciwnie. Jeśli chcesz, żeby czytelnik wchodzący na Twojego bloga nie dostał na miejscu napadu epilepsji, to postaraj się trochę o ten swój szablon. Nie musisz nikomu płacić za robociznę. Wystarczy odrobina cierpliwości, trochę reaserchu i w całkiem niedługim czasie możesz stworzyć szablon, na który da się patrzeć. Z biegiem czasu zauważysz, że jeszcze tu i tam można poprawić, a może nawet ktoś ci coś podpowie przy dobrych wiatrach. Ale na litość boską, nie róbcie ze swoich blogów śmietnika i nie wrzucajcie tam wszystkiego, co tylko wyda Wam się ciekawe lub zabawne. Tu trzeba trochę wyczucia!

5. Muzyczka na blogu. Serio, ku*wa? Serio?!
Szlag mnie trafia, gdy otwieram sobie kilka nowych zakładek, żeby przeczytać interesujące mnie posty, a tu nagle ni stąd ni zowąd JeBuuuUUUUUUttTTTT! No pewnie, że mam włączone głośniki. No pewnie, że akurat miałem podkręcone na cały regulator. I weź tu teraz szukaj skąd to diabelstwo drze ryja? Często w takich wypadkach po prostu wyłączam wszystko w cholerę i szukam dalej... Naprawdę, moi drodzy, jak ktoś będzie chciał sobie posłuchać piosenki, to sam sobie włączy to, co lubi. Nie każdy ma ten sam gust muzyczny, a w taki sposób odstrasza się jedynie wielu potencjalnych czytelników.

I wiesz co mnie boli? Teraz już chyba wiesz :) Pewnie jakby się tak bardziej rozejrzeć, to znalazłoby się jeszcze kilka denerwujących rzeczy, ale to już pozostawiam innym. Nie wstrzymujcie się - wyrzućcie to z siebie! Co was wku*wia w blogosferze? Jestem niezmiernie ciekaw.

P.S. Raz jeszcze przepraszam za tę odrobinę łaciny w treści, ale człowiek raz na jakiś czas musi puścić trochę pary. Pewnie, że to strona traktująca o kulturze, ale nie oszukujmy się - i kulturalnej osobie zdarzy się rzucić soczystą ku*wą.

Zobacz także:

Łączna liczba wyświetleń

783,123