Recenzja filmu - Hobbit. Niezwykła podróż
15 stycznia
Już w grudniu roku 2013 na ekrany kin weszła druga część najnowszej produkcji Petera Jacksona, czyli "Hobbit. Pustkowie Smauga"! Nie mając jednak do tej pory możliwości na wybranie się do kina, postanowiłem obejrzeć jeszcze raz poprzedni film, czyli "Hobbit. Niezwykła podróż". Kinową wersję widziałem zaraz po premierze, ale uznałem, że dobrze byłoby sobie tę produkcję odświeżyć i przejrzeć na spokojnie w zaciszu domowym. Jako fan zarówno twórczości Tolkiena, jak i filmowej trylogii "Władcy Pierścieni" nie będę może zbyt obiektywnym widzem w tym przypadku. Nie uważam jednak "Hobbita..." za majstersztyk kinematografii z dziedziny fantasy, w przeciwieństwie do "Władcy..." i kilka mankamentów na pewno wytknę. Zapraszam zatem :)


Film jest zrobiony z niesamowitym rozmachem, czego mogliśmy doświadczyć już przy okazji filmowej trylogii o Drużynie Pierścienia, jednak te dwie produkcje znacznie się od siebie różnią. Kontrast polega na tym, że poprzednie filmy Jacksona były niewątpliwie skierowane do starszego odbiorcy, tutaj natomiast mamy po prostu pięknie wykonaną bajkę dla dzieci. W sumie, to nie można się nazbyt dziwić, gdyż Tolkien pisał "Hobbita" właśnie dla tych młodszych, a "Władca..." był już dla dojrzalszych czytelników. Zarówno u Tolkiena, jak i u Jacksona "Hobbit" jest swoistym prequelem, jednak reżyser poszedł jeszcze nieco w innym kierunku, odrobinkę dalej. Dodał tu sporo od siebie. Dzięki temu mogliśmy obejrzeć na ekranie raz jeszcze Froda i leciwego już Bilba (tuż przed jego 111 urodzinami!), co sprawia, że czujemy się tak, jakbyśmy wrócili do starego, dobrego Śródziemia. W fabułę wpleciono także historię Ereboru, gdzie ukazano groźnego smoka (a w zasadzie jedynie jego kilka fragmentów). Pojawił się także Radagast, "kolega po fachu" Gandalfa i poza tym mamy tu naprawdę całą masę nawiązań do "Władcy..." i mnóstwo wydarzeń, które w książkach tak naprawdę nie miały miejsca. Jedni uznają to za wadę, a drudzy za zaletę. Jak zwykle, najwięcej do powiedzenia będą miały osoby, które dzieł Tolkiena nigdy nawet nie otworzyły... Ale to już inna historia.
Jeśli podejść do tej produkcji jak do takiej bajki właśnie, to sprawdza się całkiem nieźle. Mamy historię z jakąś tam mądrością - przemiana Bilba z bojaźliwego hobbita w bohatera, co owocuje docenieniem przez Thorina. Do tego odwaga, honor, pomoc bliźniemu w potrzebie, zwycięstwo dobra nad złem, i tak dalej. Owszem, można się nieco wynudzić na pewnych, za bardzo rozciągniętych, scenach, ale z drugiej strony mamy tu także sporą ilość akcji. Jackson z jednej chudziutkiej książki zrobił 3 filmy, więc można się było tego spodziewać. Mi osobiście nieco nie odpowiadał klimat taki ala komediowy i zdecydowanie wolałbym, żeby utrzymany został ton podobny do "LOTRa", ale ścierpiałem. Natomiast obsada aktorska była bardzo dobra. Co sprawiało mi największą frajdę podczas oglądania, to wyszukiwanie "smaczków" i możliwość spotkania starych dobrych znajomych - wspomnianego już Froda i Bilba, ale także Gandalfa, Sarumana, Elronda, Galadrieli, Golluma... Nowi bohaterowie też są niczego sobie, choć niektóre kreacje krasnoludów nijak się mają do... krasnoludów. Jest kilka takich postaci, które zdecydowanie są aż zbyt bajkowe, co mocno razi po oczach. Poza tym co najmniej kilku brodaczy podczas filmu nie wypowiedziało ani jednego zdania (nie licząc bełkotliwych okrzyków bojowych, śpiewania czy kłótni przy stole), więc w ogóle nie dało się poznać tych bohaterów.

Tytuł: Hobbit. Niezwykła podróż (Hobbit. An unexpected journey)
Gatunek: Fantasy / Przygodowy
Wytwórnia: MGM, New Line Cinema
Czas trwania: 2 h 49 min
Ocena: 8/10
5 comments