Mój pierwszy EpikBox - czyli jak w 3 krokach zniszczyć magię pudełka
19 października
Epikbox to box subskrypcyjny, który polega na tym, że
raz na 3 miesiące można zamówić tajemnicze pudło, w którym
zawsze znajduje się jakaś nowość książkowa i 3-5 gadżetów książkowych. Jest
to książkowa odpowiedź na przeróżne kosmetyczne
boxy, a także polska odpowiedź na OwlCrate.
O Epikboxie było głośno już w lipcu, kiedy to
pierwszy box dotarł do subskrybentów. Przyznam, że od początku byłam do
niego sceptycznie nastawiona, niby byłam ciekawa tej całej inicjatywy,
ale z drugiej strony jakoś nie czułam tego klimatu.
Mimo wszystko postanowiłam zamówić kolejnego boxa, który miał ukazać się w
październiku - 50 parę złotych, raz na trzy miesiące, to nie jest jakiś
majątek, zwłaszcza jeśli samemu się zarabia.
Zamówiłam go pod wpływem chwili, chociaż
wiedziałam, że książka, która się tam ukaże jakoś specjalnie mnie nie
zainteresowała (tzn. na 80% byłam pewna, że to ta). I w końcu poczułam
ten klimat, całe oczekiwanie na Epikboxa, wkręcenie się
w to, że będzie taki super, wow, wszyscy się cieszą, bo będzie
wyjątkowy i niezapomniany… Podążyłam za falą tłumu, aż zgubiła mnie
ciekawość… Trzykrotnie.
Błąd numer jeden: śledzenie epikboxowych dyskusji, przez co dowiedziałam się jaka książka będzie w środku.
Błąd numer dwa: śledzenie postów epikboxowych i nastawienie się na coś „niezapomnianego”.
Błąd numer trzy: przeglądanie zdjęć epikboxów, przed odpakowaniem swojego.
Pierwsze zdjęcia boxa mnie rozczarowały, przez co
radość z otwierania własnego pudła była znikoma. W sumie nie chodziło
nawet o samą zawartość, tylko o to, że nagle czar prysł i okazało się, że w boxie nie ma magicznych artefaktów! Bo to
dzięki tej magii wszyscy tak bardzo się cieszyli z zawartości pudła!
Cały Epikbox, do chwili otwarcia powinien być tajemnicą,
tylko wtedy posiada magiczne właściwości i jest odpowiednio użytkowany!
W końcu po „ochłonięciu”, bądź też odpuszczeniu
złego uroku, który był karą za ciekawość, zawartość boxa została przeze
mnie doceniona. Od początku miałam nadzieję, że będzie w paczce kubek,
no i w sumie byłam tego prawie pewna, bo skoro
w pierwszej była torba, to co innego mogłoby być w drugim? (rozumie
ktoś mój tok myślenia?:P). Jednak, gdy zobaczyłam go na zdjęciach, to
nie urzekł mnie… Dopiero, gdy miałam go w swoich rękach, to zobaczyłam w
nim to „coś”.
Notes od początku wydawał mi się zeszycikiem, co
było powodem mojego ogromnego rozczarowania. Dopiero po rozpakowaniu go z
foli okazało się, że to nie jest zwykły notesik! To naprawdę
przemyślany gadżet recenzenta książkowego!
Niestety jeśli chodzi o ołówki, to dla mnie jest to
całkowity nie wypał, bo ich po prostu nie będę używać. Podejrzewam, że
miał być to komplet do notatnika, ale pisanie ołówkiem, przynajmniej w
moim przypadku, jest nieczytelne. No, ale
trudno, może przekaże je komuś innemu, a jeden zachowam sobie na
pamiątkę?
Reszta zawartości epikboxa to zakładki, rabat na zakup. Trochę szkoda, że było żadnego fragmentu nowej książki, czy też plakatu – tak jak w pierwszym boxie. Miałam też nadzieję na zakładkę magnetyczną, bo zapomniałam ją zamówić sobie, dosłownie przypomniałam sobie o niej w chwili, gdy przelałam kasę. No, ale trudno, wykorzystam kartę rabatową i zamówię sobie jakieś.
Ogólnie mimo mieszanych uczuć, to box jednak mi się
spodobał, tak ostatecznie. Kubek i notesik są fajne, książkę
przeczytam, może wymienię na inną. Żałuję, że nie było to takie super
przeżycie i ten pierwszy raz wypadł trochę słabo, ale
wierzę, że w styczniu, bo wtedy wychodzi kolejny box, będzie już
lepiej. Nie dam ciekawości popsuć zabawy, także nie mówcie mi co w nim
będzie! Wyłączam się ze wszystkich dyskusji, spekulacji!
Jak się wam podoba październikowy Epikbox? Zamawiacie styczniowy?
0 comments