Recenzja książki "Sępy"

17 października

Książka wyszła już kawał czasu temu, ale dopiero niedawno trafiła na moją półkę. Nie przekonała mnie okładka, ani teksty znajdujące się z tyłu. Jednak potrzebowałem chwili przerwy od tematyki fantasy i s&f, więc postanowiłem zaryzykować i skusiłem się na „Sępy”…

Jest to antologia grozy spisana przez dwóch autorów, z którymi nigdy wcześniej nie miałem styczności, przez co kompletnie nie wiedziałem czego mam się spodziewać. Z antologiami mam różne doświadczenia, jednak nieodmiennie opowiadania w nich zawarte są nierówne. Jedne lepsze, drugie gorsze. Zdarzają się również straszne gnioty albo majstersztyki.


Przyznam się szczerze, że panowie Cichowlas oraz Rostocki pozytywnie mnie zaskoczyli. Książkę czyta się dość szybko i opowiadania trzymają mniej więcej równy poziom. No, zdarzyło się też parę takich, które jakoś specjalnie do mnie nie przemówiły…

Całość otwiera nam oryginalny „szort” pod tytułem „Pięknoduch”, a następnie przechodzimy do „Balu w Blankenese”, które momentalnie mnie wciągnęło swoją tajemniczą aurą i zostałem uwięziony… Aż do ostatniej strony „Sępów”, które do krótkich nie należą...

 Łącznie książka zawiera piętnaście opowiadań, które panowie pisali osobno lub wspólnie, choć nie do końca wyobrażam sobie, jak to mogło wyglądać. Do, moim zdaniem, najmocniejszych opowiadań z tego zbioru zaliczam: „Życzenie” oraz wspomniany już wyżej „Bal w Blankenese”. Jest to całkowicie subiektywna ocena, gdyż po prostu owe teksty najbardziej mnie zaintrygowały. Reszta nie była już tak nieprzewidywalna i nieszablonowa.

Mimo, że opowiadania wydają się trzymać podobny poziom, to wprawny obserwator dostrzeże wyższość (w sensie warsztatowym) Rostockiego. Autor z większą wprawą posługuje się zarówno językiem, jak i nastrojem, który przecież w tego typu literaturze odgrywa znaczącą rolę. Cichowlas jednak nie odbiega od swojego kolegi aż tak bardzo. On również daje radę i jego teksty czasem są równie dobre, jak Rostockiego.

W naszym kraju mimo rosnącej popularności fantastyki zapomina się jednak nieco o horrorach pisanych przez naszych rodzimych pisarzy, a szkoda. Panowie Cichowlas i Rostocki pokazują, że opowiadania grozy zasługują na większą uwagę i docenienie. Nie jest to może książka, która spodoba się prawdziwemu miłośnikowi pełnokrwistych opowieści, gdyż autorzy bardziej skupiają się na tajemniczości i budowaniu „klimatu”, lecz moim zdaniem godna jest polecenia.

Dodam jeszcze, że naprawdę ciekawym pomysłem było wrzucenie na tył książki tekstów obu autorów traktujących o tym, jak to się stało, że razem wydali zbiór opowiadań oraz jak zaczęła się ich współpraca.

Reasumując? Książka warta polecenia nie tylko dla fanów horroru, którzy zapewne dostrzegą w niej więcej niż laik, taki jak ja, ale dla każdego, kto szuka dobrych, polskich opowiadań grozy.

Autor: Robert Cichowlas & Jacek M. Rostocki
Gatunek: Horror
Liczba stron: 504
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ocena: 7/10

Zobacz także:

0 comments

Łączna liczba wyświetleń