Przedpremierowa recenzja książki "Ostatni Smokobójca"
28 stycznia
Dzięki wydawnictwu SQN miałem
przyjemność (ogromną przyjemność!) zapoznać się z książką „Ostatni Smokobójca”
jeszcze przed jej oficjalną polską premierą. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak
bardzo znów chciałbym mieć 12 lat i móc czytać takie książki całymi dniami!
No właśnie – „Ostatni Smokobójca”
jest domyślnie skierowany do, raczej, młodszego odbiorcy, ale nawet (a może
przede wszystkim?) taki stary koń jak ja może się nieźle ubawić przy lekturze.
Szczerze mówiąc, dawno nie czytałem czegoś równie ekscytującego! Harry Potter powinien
mieć się na baczności!
Główną bohaterką jest szesnastoletnia (no, może nie do końca, bo do urodzin zostały jej jeszcze dwa tygodnie) Jennifer Strange, która od czasu zniknięcia pana Zambiniego zarządza całym Kazam, czyli wieżą pełną różnej maści czarodziejów. Jest ich dokładnie 45, z czego 13 jest zdolnych do pracy, a tylko 9 ma ważne licencje. Panna Strange musi dbać o reputację „firmy”, jej finanse oraz zapewniać nowe zlecenia swoim podopiecznym, którzy, paradoksalnie, choć starsi od niej o lata, zachowują się niczym zwariowane nastolatki…
Czasem ciężko jest utrzymać
wszystko w ryzach. Szczególnie wtedy, gdy jest się zarzuconym tonom papierkowej
roboty i nieustanie dzwoniącym telefonem, ale panna Strange ma do pomocy
swojego wiernego zwierzaka – Kwarkostwora. Przypadkowo znalazła się w jego
posiadaniu i tak już zostało. Kwarkostwory składają się z dziewięciu
dziesiątych z welociraptora i miksera kuchennego, natomiast w jednej dziesiątej
z labradora. Nie pytajcie mnie o co chodzi! W każdym razie to wierne i urocze
zielone stworzenie, które ma wręcz chorobliwe zamiłowanie do chrupania wszelkiego
rodzaju metalów, całkowicie mnie kupiło. Jedyne słowo, które jest w stanie
wyartykułować, czyli „Kwark!” pozostanie mi w pamięci na bardzo długo!
Jennifer Strange, jak można się
domyśleć – łatwego życia nie ma, ale na szczęście w Kazam pojawia się nowy mieszkaniec
– młody panicz o dość nietypowej godności – Horton Krewetka vel Tygrys. Postać
ta wprowadza jeszcze więcej życia i humoru do fabuły, ale przede wszystkim
Tygrys jest bardzo dojrzały i odpowiedzialny jak na swój wiek, zresztą jak
większość sierot, i dzięki niemu Jennifer może choć chwilę odsapnąć.
Nie na długo jednak, bo
czarodziejów zaczynają nawiedzać prorocze wizje, a magiczna energia każdego z
nich zaczyna rosnąć w nieprawdopodobnym wręcz tempie. Wkrótce już każdy wie o
przepowiedni – podobno ostatni żyjący smok ma zostać niebawem zgładzony! A
dokładnie – w najbliższą niedziele o 12. Rozwiązanie tej sprawy przypada
oczywiście pannie Strange, która w jednej chwili zostaje mianowana na
ostatniego Smokobójcę, dostaje miecz, lancę i opancerzonego Rolls-royca. To
właśnie na jej barki spada ciężar wielkiej odpowiedzialności i to właśnie nie
kto inny, jak ona wkroczy na Smocze Ziemie, jako pierwsza ludzka istota od
ponad czterystu lat! Na szczęście Kwarkostwór zawsze jest przy jej boku! Kwark!
Czytałem naprawdę wiele ciekawych
i wciągających książek, jednak przy żadnej się tak przednio nie ubawiłem!
Lektura przeniosła mnie w czasy młodości i miałem wrażenie, jakbym oglądał
jedną ze swoich ulubionych kreskówek. To były czasy. Bajki nie były jeszcze
wtedy tak deprawujące i kontrowersyjne, jak teraz (a może wtedy po prostu nie
zwracało się na to zbytniej uwagi?)… I taka właśnie jest ta książka: 100%
czystej rozrywki, 0% wad oraz + 10 punktów za to, że czeka nas jeszcze
kontynuacja! (Gracze RPG zrozumieją o co mi chodzi…). Do sukcesu książki
zapewne w ogromnej mierze przyczynił się tłumacz, czyli Bartosz Czartoryski.
Dzięki świetnemu przekładowi każdy żart, nawet sytuacyjny był bezbłędny i
przyprawiał mnie o epileptyczne wręcz napady śmiechu (bez obaw, to tylko
metafora)!
Zdecydowanie nie można zapomnieć
tu o ilustracjach Roberta Sienickiego, za sprawą którego właśnie odnosiłem wrażenie
realności i zarazem „kreskówkowatości” (Ekhem?) przedstawionego świata. Rysunki
jednocześnie wpasowały się idealnie w moje gusta, gdyż jestem fanem komiksu i
sam co nieco tworzę w tym gatunku. Jedyne, do czego mógłbym się tu przyczepić,
to „rozstrzelenie” ilustracji w książce. Mamy kilka na początku i kilka na
końcu, jednak w środku zieje zbyt duża pustka, co przynajmniej mi się rzuciło w
oczy. Miałbym też parę uwag odnośnie okładki, gdyż uważam, że można by było
nieco więcej z tego wycisnąć i zaprezentować książkę lepiej, ale nie jest znowu
wcale tak źle, by zbyt dużo narzekać. Do niewątpliwych plusów można zaliczyć
jeszcze kilka ilustracji na końcu, które przedstawiają plejadę najważniejszych
bohaterów.
Po przeczytaniu
odkładam książkę z pewnym smutkiem… Okazuje się, że nie wszystko potoczyło się
dobrze… Teraz czekam z niecierpliwością na tom drugi Kronik Jennifer Strange! A
w dowód mojego uznania prezentuję powyższy fanart (być może pierwszy w Polsce? :)) mojego autorstwa.
Jestem pod ogromnym wrażeniem lektury…
Autor: Jasper Fforde
Cykl wydawniczy: Kroniki Jennifer Strange t.1
Gatunek: Fantasy / Młodzieżowa
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Liczba stron: 320
Ocena: 10/10
Naprawdę ogromne podziękowania dla wydawnictwa Sine Qua Non za możliwość przeczytania świetnej książki i szansę chwilowego cofnięcia się w lepsze czasy :)
Oficjalna premiera książki to 20 luty 2013 :)
Żywię wielką nadzieję, iż SQN będzie wydawać fantastykę coraz częściej, bo jak do tej pory - wszystkie książki były świetne!
Recenzja bierze udział w wyzwaniu "Czytam fantastykę".
Recenzja bierze udział w wyzwaniu "Czytam fantastykę".
6 comments
Dzięki :)
OdpowiedzUsuńNie ma za co :)
UsuńPozdrawiam!
Pilnuj swojej półki Skarbie bo niedługo "Ostatni Smokobójca" może Ci zniknąć :D:*
OdpowiedzUsuńMoja półka jest pod ochroną :] Nie bój się :P
UsuńWidzę, że książka musi być warta uwagi, skoro otrzymała od Ciebie maksymalną ocenę :)
OdpowiedzUsuńPS> Recenzja dodana do wyzwania.
Pozdrawiam :)
Jest świetna :) Tak jak już wspomniałem - aż chciałoby się znów mieć 12 lat i czytać takie książki całymi dniami :)
UsuńPozdrawiam i dzięki!