­

Recenzja książki "Kłamca, t.1"

08 listopada

Nie daruję sobie, że dopiero teraz sięgnąłem po "Kłamcę". Na gniew Odyna! Książka od kilku już lat jest na polskim rynku, a przeczytałem ją dopiero przed sekundą, przed momentem. No dobra... Trochę koloryzuję, bo nie napisałbym recenzji w mgnieniu oka. Czekają mnie jeszcze trzy tomy tejże sagi Ćwieka (które na szczęście posiadam), ale po lekturze części pierwszej ubolewam straszliwie niczym dusza zesłana na samo dno Nilfheimu, bo jeszcze nie mogę sobie pozwolić na przeczytanie kontynuacji! Gdyż inne książki czekają w kolejce... Szlag!






Poznajcie Lokiego, głównego bohatera. Boga zniszczenia i oszustwa. Kłamcę. Jak większość zapewne wie - jest to postać mająca swe korzenie w mitologii nordyckiej. Razem z Odynem, Thorem i wieloma innymi bóstwami, herosami oraz bestiami. Prawda o Lokim jest jednak taka, iż jest on jednym z gigantów, który został "usynowiony" przez władcę Walhalli. Mieszkał więc pośród najwyższych, jednak nie utożsamiał się z nimi. Był odmieńcem, można powiedzieć - outsiderem. Cały czas płatał figle. To większe, to znów mniejsze. Jednak przepowiedziane zostało, że to właśnie on, Kłamca, doprowadzi do wielkiego i ostatecznego upadku. Bowiem to on właśnie sprowadzić miał Ragnarök.

O czym konkretnie jest książka, co można w niej znaleźć? Niech to Thor trzaśnie! Wszystko co najlepsze! No, przynajmniej w moim mniemaniu. Mamy tu bowiem całą plejadę mitologicznych postaci. Nie tylko tych z wspomnianej już mitologii nordyckiej! O nie. W świecie wykreowanym przez Ćwieka wszystkie te bóstwa i stwory żyją. Są rzeczywiste, choć niedostępne tak naprawdę dla ludzi. Tu okazuje się, że anioły (tak, te z "mitologii" chrześcijańskiej) i demony są realne. Że Zeus - tak, ten stary pierdziel z brodą - wraz ze swoimi dziećmi w dalszym ciągu gdzieś tam sobie egzystują. Ba! Nawet te bardziej nam bliższe persony - a mam tu na myśli naszą ludową, słowiańską (bałtyjską) mitologię - istnieją i mają się niezgorzej. Słowem - rzeczywistość, w której miłośnik mitologii mógłby pławić się bez końca. Moja Walhalla, Raj, Eden i Arkadia.

Jakub Ćwiek w swojej książce zsyła Ragnarök. Zgodnie z przepowiednią, Loki jest zamieszany w tę sprawę. Jednak autor poszedł nieco w innym kierunku i to nie olbrzymy zapukały do Asgardu. To nie Kłamca stał u sterów statku, który zapoczątkował koniec Odyna i reszty ferajny. Ba! Statku nawet nie było, a wszystko potoczyło się nieco inaczej. Do wielkich wrót zapukali bowiem aniołowie. Archanioł Michaś i reszta skrzydlatej braci. Loki dotychczas uwięziony w swej pieczarze, gdzie skazany został na wieczne męki z rąk (?!) śmiercionośnego jadowitego węża, zostaje wreszcie oswobodzony. Nie w smak mu wyginięcie wraz z resztą swej rodzinki zastępczej i wkupia się w łaski skrzydlatych. Zostaje ich cynglem, specem od mokrej roboty. Nie odwala fuszerki i nie pracuje za darmo. Jego walutom stają się nie tazosy, nie kolekcjonerskie karty czy kapsle, a nawet nie naklejki! Za każde zadanie Loki otrzymuje pióra ze skrzydeł wysłanników niebios. Być może sam chce zostać jednym z nich?

Książka dzieli się tak naprawdę na cztery następujące części: "Prolog", "Jak było na początku...", "Teraz...", "...i zawsze" (co jest wręcz genialnym pomysłem - i chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć do czego jest to nawiązanie). Owe części dzielą się jeszcze na poszczególne opowiadania, których jest tu dokładnie 10. Niczym 10 przykazań? Kto wie...W każdym razie - zawarte tu teksty są od siebie w pewien sposób zależne i zachowują pewną ciągłość fabularną. Także, czytanie rozdziałów wedle uznania jest raczej mocno odradzane. Loki ma co robić na Ziemi. Nie od dzisiaj jesteśmy jej mieszkańcami, zatem wiemy doskonale jakie "szopki" potrafią się tu rozgrywać. A to ktoś weźmie sobie na zakładników całą gromadkę książąt, a to w jakiejś bogu ducha winnej dziewczynce zagnieździ się śmierdzący demon, a to znów jakiś cwaniaczek postanowi popełnić samobójstwo, co jest przecież mocno nie w smak TYM NA GÓRZE. W skrócie - masa roboty dla kogoś takiego jak Kłamca, nawiasem mówiąc - bardzo ciekawego bohatera. Z pozoru wyrachowany, obojętny i niezawodny. A faktycznie, cóż... różnie to bywa. Czytelnik nierzadko może zostać pozytywnie zaskoczony obrotem sytuacji, a także postępowaniem nordyckiego boga.

Podział tekstu na poszczególne opowiadania wydaje mi się trafnym rozwiązaniem. Szczególnie, jeśli wziąć pod uwagę kilka występujących tu retrospekcji, które jeszcze bardziej nadają klimatu tej naładowanej mitologią książce. Nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał, że realia przedstawione przez Ćwieka bardzo przypominają te przedstawione w książkach Mai Lidii Kossakowskiej (które również uwielbiam, i w sumie dzięki którym postanowiłem kiedyś sięgnąć do "Kłamcy" właśnie), ale nie wchodźmy tu jednak w szczegóły. Co wyjątkowo lubię u Jakuba Ćwieka, to jego humor. To ważna cecha pisarza, jak sam kiedyś przyznał, którą bardzo ciężko (lub wręcz niemożliwe jest) podrobić. Sposób narracji i umiejętność przykucia uwagi czytelnika również należy zaliczyć do mocnych atutów, a same pomysły na wątki fabularne, a także ich wykonanie zasługują na solidny poklask. Nie mogłem wręcz oderwać się od książki i czytałem ją w każdej wolnej chwili. Również w środku nocy, czego normalnie nie robię i przez co nie wysypiałem się do pracy... Ale to nie ważne. Ważne jest to, że tom pierwszy "Kłamcy" przepłynął mi przez palce, połknąłem go wręcz w całości. I pluć w brodę sobie będę, że dopiero teraz sięgnąłem, że dopiero teraz zdecydowałem się zabrać za tą lekturę. Choć wcześniej znałem już komiks. Zawsze to coś.

Co muszę przyznać, to to, że oprawa graficzna całego cyklu bardzo mi się podoba. Przypadkowo zauważyłem także bardzo zabawną (przynajmniej dla mnie) kwestię. Otóż Loki przedstawiony na okładce tomu pierwszego trzyma w dłoni łańcuszek, na którego końcu widnieje medalion przedstawiający Mjölnira (młot Thora). Takiż sam posiadam i noszę na co dzień ja (czego dowodzę na zdjęciu). Natomiast wracając jeszcze do tekstu książki, to poszczególne tomy sagi są na tyle chude, że mam wrażenie, iż można by to było zamknąć tak naprawdę w dwóch częściach. Nie wiem jeszcze jak to wygląda z punktu widzenia fabularnego i być może okaże się, że faktycznie podzielenie tego na cztery tomy było świetnym rozwiązaniem. Nie wiem, ale dowiem się - mam nadzieję - niedługo. Czy książka ma jakieś wady? Tak, przede wszystkim za szybko się kończy. Coś poza tym? Raczej nie, ale przestrzegam od razu, że nie jest to literatura tych najwyższych lotów. "Kłamca" klasyfikuje się do fantastyki rozrywkowej, ale nie jest czytadłem bez polotu, co można powiedzieć o wielu "dziełach" z tego gatunku.

Na razie pozostaję z ogromnym głodem na dalsze przygody Kłamcy. Polecam każdemu, kto jeszcze nie sięgnął, gdyż naprawdę nie wie co traci. Ja nie wiedziałem, ale teraz już wiem. Wiem i niech Thor mnie trzaśnie, że nie zdecydowałem się wcześniej na lekturę.

Amen.

Autor: Jakub Ćwiek
Seria/cykl wydawniczy: Kłamca, tom 1
Gatunek: Fantasy
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 272
Ocena: 8/10

Recenzja bierze udział w wyzwaniu "Czytam fantastykę".

Zobacz także:

Łączna liczba wyświetleń

783,125