Recenzja książki "Rycerz Siedmiu Królestw"

3/18/2014

Gdy już zacząłem czytać Martina, to prawda jest taka, że nie mogę przestać. I proszę bardzo - kolejna książka autora "Pieśni Lodu i Ognia" na mojej półce. W każdą spisaną przez tego autora książkę wsiąkam bez reszty. Fakt faktem, że poszczególne tomy słynnej sagi prezentują dość różny poziom - jedne naładowane są akcją po brzegi, natomiast inne ciągną się jak flaki z olejem... "Rycerz Siedmiu Królestw" to na pewno książka dla fanów "Gry o tron", ale tez dla tych, którzy muszą od sagi nieco odpocząć. Aż wreszcie - książka wydaje się być także odpowiednia dla czytelnika, który nie miał do tej pory jeszcze styczności z Georgem R. R. Martinem. Już na samym wstępie książkę mogę polecić, a dlaczego - spytacie? Już spieszę wyjaśniać.



Zacznijmy od rzeczy najważniejszych, czyli od tego, iż "Rycerz Siedmiu Królestw" nie jest niemożebnie rozciągniętym w czasie tomiszczem, który obfituje w tysiące stron tekstu. Tutaj mamy do czynienia z trzema opowiadaniami, co prawda całkiem obszernymi, jednak tak świetnie skonstruowanymi przez pisarza, że naprawdę czyta się to wszystko całkiem szybko. Jednym tchem - chciałoby się rzec. Cała historia, rycerza Dunka oraz jego giermka Jajo (pod przykrywką), jest opisana w znacznie luźniejszej formie niż książki sagi. Oczywiście dalej jesteśmy w tym samym świecie, czyli na dobrze już znanej fanom mapie Siedmiu Królestw i okolic, ale cała akcja toczy się wiele lat wcześniej, gdy na tronie zasiadali jeszcze przedstawiciele rodu Targaryenów.

Główny bohater, Dunk, nie jest może nadzwyczaj inteligentnym mężczyznom, jednak nadrabia to wszystko odwagą, dobrym sercem oraz walecznością. Życie go nie oszczędzało w czasach młodości. Urodzony w slumsach i tam też spędzający swoje dzieciństwo, wreszcie - w zasadzie za sprawą zbiegu okoliczności - zostaje wzięty na giermka przez wędrownego rycerza. Pod jego czujnym okiem młodzieniec wyrasta na dobrego człowieka i nienajgorszego wojownika. Okazuje się jednak, że nikt nie jest bez skazy. Dunka poznajemy, gdy zakopuje ciało swego mentora i opiekuna. Skądże znowu, nie zabił go! Staremu rycerzowi po prostu się zmarło i Dunk, jak na giermka przystało, zajął się pochówkiem. Mógł co prawda udać się z ciałem rycerza w jego rodzinne strony, jednak niezbyt rozgarnięty młodzian nie bardzo wiedział gdzie trzeba się kierować. Postanowił więc pójść po najmniejszej linii oporu i po prostu zakopać rycerza w okolicy. Co jednak zrobić z końmi, ze zbroją, z całym ekwipunkiem zmarłego? I tu właśnie rodzi się problem - Dunk w dalszym ciągu pozostaje jedynie giermkiem, gdyż nigdy nie został pasowany na rycerza, co było jego marzeniem. Postanawia więc zawłaszczyć cały dobytek dla siebie i udawać przed całym światem, że jest Dunkiem Wysokim, a pasowany został przez swego opiekuna tuż przed jego śmiercią. Jego ryzykowna decyzja ciągnie za sobą całą masę konsekwencji, a fakt, że Dunk często najpierw działa, a później myśli... "Dunk Przygłup, tępy jak buzdygan"... Nie działa na korzyść samozwańczego rycerza. Całe szczęście, że na swej drodze poznaje on pewnego łysego chłopca, który okazuje się być kimś znacznie ważniejszym, niż tylko stajennym - za którego w pierwszej chwili bierze go Dunk. Obaj młodzieńcy wpadną razem nie raz i nie dwa w nieliche kłopoty, z których nie tak łatwo będzie się im wykaraskać.

Z pozoru wydawać się może, że "Rycerz Siedmiu Królestw" jest taką historią dla młodszych odbiorców. Całkiem możliwe, że takie zamiary autora miał, jednak należy zaznaczyć, że w tej książce wcale nie mamy do czynienia z sielską przygodą dwóch młodych mężczyzn. Rycerz i jego giermek wielokrotnie natkną się na śmierć, ból i okrucieństwo. W Martinowskich książkach nie ma taryfy ulgowej. Można powiedzieć, że ten zbiór trzech opowiadań jest nieco delikatniejszy niż saga "Pieśni Lodu i Ognia", jednak należy pamiętać, że w dalszym ciągu znajdujemy się w tym samym uniwersum. Tutaj mrok nieustannie przeplata się z jasnością. Ludzie giną często i gęsto i nie jest to nic nadzwyczajnego. Jednak jest to właśnie jeden z niewątpliwych atutów Martina - jego książki są przez to bardziej realistyczne, choć przy okazji nie brak im też fantastyki.

"Rycerz Siedmiu Królestw" jest bardzo interesującą odskocznią od ciągnącej się przez tysiące stron sagi, w której możemy odwiedzić nasze ulubione miejsca przed pojawieniem się tam dobrze znanych nam bohaterów jak Eddard Stark, czy Tyrion Lannister. Wracamy do czasów, gdy smoczy ród Targaryenów zasiada na tronie siedmiu królestw i poznajemy przodków Daenerys. Jest to na pewno ciekawa pozycja dla fanów Martina i jego sagi, którzy łakną jeszcze więcej jego prozy, ale także i dla tych, którzy muszą odstawić na chwilę "Pieśń Lodu i Ognia". Aż wreszcie, jak już wspominałem, "Rycerz Siedmiu Królestw" może okazać się także interesującą lekturą dla tych, którzy z tym autorem jeszcze styczności nie mieli, ale chcieliby sami przekonać się czy warto zacząć go czytać. Niekoniecznie trzeba zaczynać od wielotomowej sagi, by ujrzeć fenomen George R. R. Martina. Książka jest zaprawdę godna polecenia!


Autor: George R. R. Martin
Gatunek: Fantasy / Prequel sagi "Pieśni Lodu i Ognia"
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 357
Ocena: 8/10

Zapraszam także do konkursu, gdzie można wygrać książki George'a R. R. Martina!
Recenzja bierze udział w wyzwaniu "Czytam fantastykę".

Zobacz także:

4 komentarze

  1. Muszę w końcu zabrać za Marina :)
    zapraszam do mnie, zaczytan-a.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. "Rycerza..." mam na półce praktycznie od czasu premiery, ale póki co brakuje mi czasu, by się za niego zabrać... Ale to jest powieść Martina i ja ją prędzej czy później przeczytam, traktując ją jako swoisty czasoumilacz w oczekiwaniu na kolejny tom PLiO ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię "Grę o tron" ale niestety rozpoczęłam od serialu... :) Nie mniej jednak na pewno zabiorę się za książki. Gdy już je przeczytam, sięgnę i po tę :)

    OdpowiedzUsuń