­

Recenzja książki "Wampir z M-3"

01 marca

"Powieść obnażająca ZMIERZCH polskiego kapitalizmu" - po przeczytaniu takiego hasła w czasach, gdy na ekranach kinowych i księgarnianych półkach królowały odblaskowe wampiry, indiańskie wilkołaki i inne paranormalne romanse o zbliżonej genezie (a było to ładnych kilka lat temu)... Wniosek nasuwał się jeden - Pilipiuk uszykował parodię tegoż zaistniałego zjawiska.


"Burżuazyjnym skrytopijcom mówimy NIE!"





Okazuje się jednak, że "Wampir z M-3" nie ma za wiele wspólnego ze wspomnianą już tematyką (choć momentami nieco się z niej naigrywa). Akcja toczy się w latach 80-tych, czyli - PRL pełną gębą, a jakże! Sklepowe półki świecące pustkami, produkty kupowane za kartki, deficyt papieru toaletowego i moda na turecki jeans. Główną bohaterką jest tu młoda panna Gosia, która pewnego dnia - po popełnieniu samobójstwa - budzi się w trumnie i nie ma pojęcia o co chodzi. Przecież powinna nie żyć! Gad demyt! Po niespodziewanej pobudce Małgośka nie ma gdzie się podziać. Gadają - wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej, dlatego w pierwszej kolejności swe kroki kieruje właśnie w to miejsce...

Rodzinka, równie pewna o śmierci Gośki, jak ona sama - nie przyjmuje do wiadomości powrotu córki. Według nich stała się pomiotem piekielnym, szatańskim nasieniem, czy czym tam jeszcze. .. No, tfu!, wampirem po prostu. Zatem, w gruncie rzeczy, nie ma się czemu dziwić, że chcieli kropnąć córeczkę za pomocą strzelby, a potem spalić truchło i upewnić się, że truposz znów nie powróci do żywych. Dziewczyna ucieka więc z rodzinnego przybytku, po czym poznaje istotę do siebie podobną, która oferuje swoją pomoc w tych ciężkich czasach i chętnie wytłumaczy na czym wampiryzm tak naprawdę polega. A jest to, mianowicie, ślusarz Marek. Wampir, oczywiście. No cóż, a czemu by nie...? Małgośka, dzięki nowej znajomości, poznaje także innych krwiopijców. Razem przyjdzie im przeżyć niejedną awanturę i przeprowadzić niejedno dochodzenie. 

Zgadzam się z tym, co kiedyś gdzieś już wyczytałem - autor niniejszej książki chyba zrobił sobie długą listę para-śmiesznych motywów do wykorzystania i upychał je to tu to tam, byle tylko odhaczyć - "użyte, lecimy dalej". No dobra, nie przesadzajmy... Fabuła od czasu do czasu wraca na ciekawy tor, ale nie jest to nic spektakularnego. Dodajmy do tego jeszcze, że Pilipiuk zamknął wszystkie wątki w zbiorze opowiadań, zatem nie mamy tu jako takiej ciągłości fabularnej. A żeby opisać moje wrażenia i skompresować je w jednym jedynym słowie... Będzie to... Uwaga, uwaga... Nudno!

Wszystko ciągnęło się jak flaki z olejem. W gruncie rzeczy, to do niczego konkretnego nie prowadziły spisane tu losy Małgośki, młodej wampirzycy. Ja, osobiście, powoli oswajam się z faktem, że twórczość Pilipiuka jednak nie jest dla mnie. Jego humor mnie nie bawi. Według mnie - nawet w zestawieniu z innymi polskimi pisarzami fantastyki, którzy jednak piszą literaturę poważniejszą... Pan Andrzej wypada blado. Dla przykładu - przy Martwym Jeziorze autorstwa Marcina Mortki ubawiłem się stokroć razy lepiej, niż przy perypetiach Jakuba "Bimbrownika" Wędrowycza czy tychże nieszczęsnych wampirów chociażby. 

Być może ktoś rzuci cegłą w moje okno albo podłoży mi świnię, ale książki nie polecam. Czytajcie na własną odpowiedzialność! Podobno jeszcze w tym roku ma pojawić się drugi tom omawianego tu zbioru opowiadań i... Sięgnę. Z czystej ciekawości chociażby. No, i też dlatego, że z ciężkim sercem znoszę każdy mój niekompletny cykl książkowy... To choroba taka.

Autor: Andrzej Pilipiuk
Gatunek: Fantasy / Zbiór opowiadań / Parodia
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 336
Ocena: 5/10
Recenzja bierze udział w wyzwaniu "Czytam fantastykę".

A odnośnie czystej prywaty? A nuż kogoś to obchodzi...
26 lutego rozpocząłem pracę (po ponad trzymiesięcznym przesiadywaniu na bezrobociu). Zajmuję stanowisko "Redaktor / Moderator / Grafik" w firmie o nazwie Jeja. Jest to strona internetowa oferująca rozrywkę w sposób kompleksowy i dość rozbudowany. Znajdziecie tam dowcipy, obrazki, gify, filmiki, gry i wiele innych. Ja natomiast godzinami przesiaduję przed komputerem, zatwierdzam i odrzucam nadesłane przez użytkowników obrazki, przeglądam przeróżne serwisy w poszukiwaniu ciekawych grafik, no i wymyślam mnóstwo swoich. Praca niewątpliwie wymaga kreatywności, jednak czasami jest dość nużąca...
W jakim jednak celu o tym piszę? Niektórzy ostatnio życzyli mi powodzenia na rozmowie kwalifikacyjnej, więc z tego miejsca chciałem im podziękować i poinformować, że udało się! Teraz będę miał w końcu fundusze na szaleństwo w księgarni :) Choć czasu na pisanie recenzji już znacznie mniej, bo dodatkowo - co drugi weekend na studiach... Coś za coś, niestety. Coś za coś...

Zobacz także:

Łączna liczba wyświetleń

783,275