Recenzja książki "Demony miłości"

1/02/2014

"Demony miłości" to drugi tom z serii "Kroniki rodu Lacey", autorstwa Eve Edwards. Autorka zachwyciła mnie pierwszym tomem o wielkiej miłości na dworze Tudorów, więc ani przez chwilę nie wahałam się, aby sięgnąć po kontynuację "Alchemii miłości".

Po tym jak Lady Jane odrzuciła hrabiego Dorset, aby ten mógł ożenić się z kobietą, którą kocha, jej życie uległo komplikacji. Chwilowym wywabieniem z opresji było poślubienie starego szlachcica. Jednak Jane szybko została wdową i jej kłopoty powróciły... Owdowiała, prześladowana i cierpiąca z tęsknoty Jane została dwórką królowej Elżbiety I. Można by powiedzieć, że jej życie zaczęło się stopniowo poprawiać, gdyż ponownie wkroczył w nie James Lacey. Jednak rodzina Jane ma wobec niej własne plany. Plany mariażu z obcokrajowcem.

Bohaterka w walce o swoje szczęście musi stawić czoło wielu niebezpieczeństwom i intrygom, które czyhają na nią na każdym kroku. W międzyczasie jej niczego nieświadomy ukochany James odbywa podróż, aby zwalczyć własne demony...

"Myślę, że nosisz w sobie ranę, głęboko w sercu, jak sam powiedziałeś. 
Chciałabym... chciałabym spróbować ją uleczyć, jeśli tylko mi pozwolisz".

Jane była moją ulubioną bohaterką w "Alchemii miłości", dlatego też byłam niesamowicie szczęśliwa, że będę miała okazję zapoznać się z książką, która praktycznie w całości została poświęcona jej losom. Zaobserwowałam całkiem sporo zmian w  tej postaci, co trochę mnie rozczarowało. Wydaję mi się, że Lady Rievalux straciła pewność siebie, a co za tym idzie - stała się pokorną, nieszczęśliwą i z lekka wycofaną damą. Oczywiście jest to zrozumiałe po tym, co musiała przechodzić.  Jednak brakowało mi jej charakteru z poprzedniej części. Ale na szczęście otrzymałam dużo rożnych innych, interesujących elementów w zamian. Więc jestem skłonna przymknąć na to oko.

Rzeczywistość wykreowana przez autorkę tym razem sięga trochę dalej, ale większość akcji dzieję się w samym sercu Anglii. Wprowadzone zostały nowe postacie, które naprawdę wiele wnoszą do historii. Niestety czas dla Willa i Ellie już minął i ich losy zostały zepchnięte na dalszy, dalszy plan. 

"Kroniki rodu Lacey" uwielbiam za całe barwne i fascynujące tło czasów Anglii Tudorów, w którym osadzona jest akcja. Autorka niesamowicie je dopracowała i warto przeczytać tę serię chociażby dlatego, aby doświadczyć takiego przeniesienia w czasie, które gwarantują świetne opisy.

Nie mam zastrzeżeń co do "Demonów miłości". Eve Edwards trzyma poziom, akcja jest interesująca, przeplatana spojrzeniami na życie różnych postaci. Naprawdę wiele się dzieje i bohaterowie przeżyją nie jedną przygodę. Jest to jedna z tych książek, które zawsze kończą się dobrze, nie ważne jak poważne byłyby problemy. Dlatego uważam, że jest to bardzo pozytywny tytuł, który umili ponury wieczór.

"Demony miłości" polecam tak samo mocno jak "Alchemie miłości". Są to fantastyczne książki, które warto poznać, i które mają w sobie dużo więcej, niż tylko romans. Mam nadzieję, że powstanie kolejny tom z tej serii, gdyż autorka zdecydowanie trafia w moje gusta.

Autor: Eve Edwards 
Seria/cykl wydawniczy: Kroniki rodu Lacey, t. 2
Gatunek: Literatura piękna / historyczna / romans
Wydawnictwo: Egmont
Liczba stron: 357


Recenzja bierze udział w wyzwaniach: Book lovers | Grunt to okładka

Zobacz także:

4 komentarze

  1. Powieść zapowiada się intrygująco, ale najpierw muszę dorwać "Alchemię miłości", żeby czytać po kolei. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kilka minut temu czytałam recenzję tej serii i po raz kolejny to mówię: muszę się z nią zapoznać, jak najszybciej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę rozejrzeć się za tą serią

    OdpowiedzUsuń
  4. Koniecznie muszę się rozejrzeć za obiema częściami :)

    OdpowiedzUsuń