Gra o tron sezon 04, odcinek 08: wrażenia

6/02/2014


To już tradycja, że w każdy poniedziałek, tuż przed polską premierą telewizyjną, spisujemy dla was nasze wrażenia po ostatnim odcinku "Gry o tron"! Tym razem nie będzie inaczej, choć na 8 epizod musieliśmy sobie trochę poczekać, bo poprzedni został wyemitowany już dwa tygodnie temu...



Czy warto było tyle czekać? Z jednej strony można powiedzieć, że wydarzyło się wiele znaczących rzeczy, ale z drugiej - niestety, przez sporą ilość czasu powiewało nudą. Nie zrozumcie nas źle - jest ciekawie, ale... po prostu chyba za spokojnie. A w dzisiejszym odcinku już sam tytuł epizodu zwiastował nam coś, na co fani czekali chyba od początku sezonu. Pojedynek Góry z Oberynem i rozwiązanie sprawy związanej z winą Tyriona.

Uwaga, dalszą część posta czytasz na własną odpowiedzialność ;)



Odcinek rozpoczyna się w Mole's Town, gdzie odwiedzamy obskurny "dom uciech" - jeśli w ogóle można to tak nazwać. Tam też przebywa Goździk, która zapewne nie wiedzie łatwego żywota w towarzystwie tych wszystkich "dam". Dziewczyna miała być tam bezpieczna, lecz okazuje się, że spora gromada Dzikich kręci się w pobliżu. Po kilku chwilach przenosimy się także na Mur, gdzie Nocna Straż debatuje nad obecną sytuacją, a biedny Sam rozpacza nad swoją głupotą. No bo po kiego grzyba zostawiał w mieścinie bezbronną dziewczynę z dzieckiem? W odcinku odwiedzamy także kilkakrotnie Daenerys i jej najbliższych poddanych. Okazuje się, że Nieskalani mogą jednak coś niecoś odczuwać, a ser Jorah ma za uszami całkiem sporo...

Poza tym na ekranie pojawia się również Fetor, który na jakiś czas przybiera z powrotem swoje poprzednie miano i już jako Theon wstępuje w mury Fosy Cailin, by zdobyć ją dla swego szurniętego mistrza. Oczywiście - nie mogło być inaczej po finale poprzedniego odcinka - Petyr i Sansa również się pojawiają. Littlefinger jest przesłuchiwany w sprawie "nieszczęśliwego wypadku" swojej żony, a rudowłosa Starkówna również bierze w tym udział i pokazuje się tym razem ze strony, o której posiadanie nikt by jej chyba nie podejrzewał.


Znany duet Arya & Ogar także pojawia się na kilka sekund (no dobra, na trochę dłużej), by wreszcie móc dotrzeć do upragnionego celu. Pech chciał, że znowu odrobinę się spóźnili... Finał ósmego odcinka znowu jest z tych mocniejszych, choć poprzedzająca go pogadanka Tyriona z Jaimiem po prostu doprowadza do szału. No pewnie, że wszyscy chcą słuchać o dziecku zgniatającym robaki kamieniem przez kilka minut, szczególnie że w zasadzie nic z tego później nie wynika. Gdy jednak przebolejemy te scenę, która na siłę ma wydłużyć nasze oczekiwanie, przychodzi wreszcie czas na pojedynek. Góra vs Czerwona Żmija z Dorne. I tu jest moc! Miazga, chciałoby się rzec. I można to w sumie nawet uznać za pewien spojler... Ups!

Kolejny odcinek bez fajerwerków, no ale przecież nie można ciągle oczekiwać hektolitrów posoki i epickich pojedynków, prawda? Choć finał nadrabia te braki z nawiązką. Poza tym kilka wątków wreszcie znajduje swoje rozwiązanie i mamy nadzieję, że kontynuacja przyniesie ze sobą jeszcze więcej ciekawych zwrotów akcji. Dla czytających książki - cóż, jak zwykle mamy tu też trochę odstępstw od Martinowskiej sagi, ale do tego chyba zdążyliśmy się już przyzwyczaić, czyż nie?

Zobacz także:

2 komentarze