Recenzja książki "Król uciekinier"

15 kwietnia

Jennifer A. Nielsen kolekcjonuje stare książki i uwielbia teatr. Mieszka na północy stanu Utah ze swoim męzem, trójką dzieci i wiecznie ubłoconym psem.

Zdobycie tronu, który co prawda Jaronowi się należy, to dopiero początek batalii, z którą młody król musi się uporać. Władca ledwie pojawił się na dworze, a już ktoś chce aby dołączył do swojej nieżyjącej rodziny, która de facto została zamordowana.

Gdyby tego było mało, okazuje się, że wrogowie Carthyi jednoczą siły, by obalić króla Jarona i przejąć państwo. Piraci żądają zwrotu ziem, które kiedyś do nich należały, stawiają przy tym srogie warunki. Żeby uratować swoje królestwo, Jaron będzie zmuszony je opuścić i znów przybrać maskę Sage'a.



Pierwszą część "Trylogii władzy" wspominam bardzo miło, dlatego też, gdy tylko usłyszałam o kontynuacji, moja radość była nie do opisania. Przyznam, że mój entuzjazm opadł, gdy przeczytałam opis "Króla uciekiniera". Mimo iż lubię tematykę piracką, to jakoś nie mogłam sobie wyobrazić jak to może być główny motyw tejże książki. Nieszczególnie mi to pasowało, ale skoro król musi uciekać, to niech tak będzie.

Moim ulubionym elementem tej książki jest sposób, w jaki został wykreowany główny bohater. Niezwykle inteligentny i nieprzewidywalny chłopak o dwóch skrajnych obliczach, które nie powinny ze sobą współgrać, a mimo to - udaje im się. Kontrast między Królem Jaronem, a sierotą Sagem spowodowany jest nie tylko pozycją społeczną. Kiedy Jaron przybiera maskę Sage'a staje się kimś innym. Jest wtedy wolny i mimo swojej niewyparzonej gęby i aroganckiej postawy - na którą władca nie powinien sobie pozwalać - o wiele bardziej bezpieczny, niż jako władca Carthyi. Chłopak jest naszpikowany cechami, przez które jego postać powinna odrzucać, ale tak naprawdę - właśnie dzięki połączeniu dwóch różnych "twarzy", nie da się go nie darzyć sympatią.

„- Nie chciałbyś być królem mojego kraju - wtrąciłem.
 - A to dlaczego? 
- Bo jesteś dość gruby. Nie zmieściłbyś się na moim tronie.”

Jennifer A. Nielsen odwaliła kawał dobrej roboty, jednak niestety nie zdołała, w moich oczach, przebić "Fałszywego księcia". W "Królu uciekinierze" wiele się działo - ba! - wiele to za mało powiedziane. Ciągle coś się działo, niespodziewane zwroty akcji następowały praktycznie co chwilę. Wielokrotnie nie miałam pojęcia jak główny bohater może wygrzebać się z takiego bagna, w które się wpakował z powodu swojej porywczej natury. Niejednokrotnie byłam w szoku poznawszy rozwiązania obmyślone przez młodego króla, z których większość była niesamowicie absurdalna, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Jednak nawet to wszystko nie wystarczyło, by książka zyskała miano lepszej od pierwszego tomu.

„- Chcę ten miecz, z którym tu przyjechałem. 
- Dlaczego akurat ten? 
- Kamienie w rękojeści pasują do moich oczu.”

Poza głównym motywem, opierającym się na niezrozumiałym przez wszystkich pomyśle ocalenia królestwa przez Jarona, dzieje się i dzieje... Poruszony zostaje motyw miłosny, który na tę chwilę niezbyt mi się podoba. Uważam, że autorka mogła obmyślić to lepiej, bo patrząc na ten wątek, to przy całej reszcie wypada on naprawdę słabo i jest po prostu przewidywalny, a w dodatku z góry skazany na niepowodzenie.

Nie można nie wspomnieć o piratach, którzy zostali tutaj przedstawieni w interesujący sposób, jednakże niezbyt porywający. Po pierwsze bardzo zdziwiłam się, że żyją w czymś na kształt osady, zamiast na morzu. Przez to i jeszcze wiele innych diametralnych różnic nie za bardzo czułam się jak wśród korsarzy. Za mało rumu, morskich opowieści, bijatyk i o wiele za dużo przestrzegania sztywnych zasad. Nie mam na myśli kodeksu, a tego ich podporządkowania.

Styl autorki w dalszym ciągu jest niesamowicie przyjemny. Książkę czyta się dosyć szybko - dużym atutem są tu niezadługie rozdziały i lekkie pióro pisarki. Pani Nielsen naprawdę potrafi zaciekawić i rozśmieszyć, o ile ktoś lubi ironiczny humor. Poza tym książka w świetny sposób oddziałuje na emocje czytelnika dzięki narracji pierwszoosobowej, która nieustannie buduje napięcie. 

"Wiem doskonale, jak przysparzać sobie wrogów, 
ale niewiele wiem o przyjaźni..."

"Król uciekinier" to świetna lektura dla młodzieży, ale uważam, że i starszym przypadnie do gustu. Jest niewymagająca, idealna na relaks po ciężkim dniu. Aż chce się czytać. Mimo iż - tak jak już pisałam - "Fałszywy książę" bardziej do mnie trafił, to i tą część będę bardzo dobrze wspominać i z pewnością sięgnę po kolejny, ostatni już tom "Trylogii władzy".

Autor: Jennifer A. Nielsen
Gatunek: Młodzieżowa
Seria / cykl wydawniczy: Trylogia władzy, t.2
Wydawnictwo: Egmont
Liczba stron: 372

Zobacz także:

5 comments

  1. Muszę gdzieś złapać drugą część, bo strasznie mnie zachęciłaś! :D

    weronine-library.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie muszę zapoznać się z obiema częściami. Dzięki za recenzję :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czegoś takiego jeszcze nie czytałam. Chętnie to zmienię :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie czytam i jestem zachwycona :3 To prawda, że pierwszy tom chyba był trochę lepszy, ale ten również jest niesamowicie wciągający

    OdpowiedzUsuń
  5. Dalej nie czytałam... ale muszę w końcu sięgnąć, gdyż "Fałszywy książę" mnie po prostu urzekł *^* A widzę, że i ta powieść mi się spodoba mimo, że może już nie mieć tyle uroku co pierwszy tom :)

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń