Gra o tron sezon 04, odcinek 05: wrażenia

05 maja

Jak zwykle, tuż przed premierą kolejnego odcinka "Gry o tron" w Polsce, dzielimy się z wami naszymi wrażeniami zaraz po obejrzeniu. W poprzednim epizodzie zapowiadało się na to, że coś się będzie działo tym razem, jednak to chyba jeszcze nie teraz... Być może jest to tak zwana "cisza przed burzą"? Nie można powiedzieć, że powiewa nudą, jednak nie było żadnych mocnych momentów. Nic nie wbiło nas w fotele od czasu pamiętnego zgonu na weselu (co nie jest tu przecież pierwszyzną). Był co prawda jeden ślub, ale szybki i nikt na nim nie zginął. Jaka szkoda... Być może chociaż trochę rozgrzałoby to atmosferę, bo przez cały odcinek było dość chłodno.

Trzeba jednak twórcom serialu przyznać, że w tym sezonie z grubej rury jadą z wyjawianiem wielkich tajemnic serialu. Tym razem dowiadujemy się prawdy o jednym z najważniejszych wątków całej fabuły. Czytelnicy po lekturze "Uczty dla wron" wiedzieli już o tym wszystkim, jednak widzów może to nieźle zaskoczyć...

W piątym odcinku "Gry o ton" możemy ponownie obserwować losy tych, których brakowało nam ostatnio, choć z małym wyjątkiem. Zabrakło wątku ze Stannisem, Kobietą w czerwieni i Cebulowym Rycerzem. Nie było także i otępiałego Fetora i jego nowego mistrza. No, na ekranie nie gościliśmy także i Tyriona, chociaż o jego losie cały czas się mówi. Jego natomiast mogliśmy obserwować ostatnio.

A któż tym razem pojawił się w serialu? Oczywiście wątek w Królewskiej Przystani ponownie ukazuje nam Cersei, Tywina oraz Margaery. Wyjątkiem jest tu także Jaimie, który jakoś usunął się w cień i robił jedynie za tło. Na pierwszy plan wysuwa się natomiast koronacja nowego króla, młodszego brata Joffa, Tommena. Przyjdzie nam także i zajrzeć na chwilę do Daenarys, która zmienia nieco swoją strategię działania. Dużo w tym odcinku także i Sansy oraz Petyra, którzy zajechali razem do Orlego Gniazda i spędzą tam dość sporo czasu. Tam też i twórcy serialu odsłonią przed nami kolejną wielką tajemnicę, ale nie będzie to jedyna rzecz, która nas tam zaskoczy. Na ekran powróci także Arya z Ogarem, którzy jednak za wiele nie wzniosą - poza kolejnymi sprzeczkami. Mieli oni swoje pięć minut w karczemnej bójce, ale jakoś nie wsławili się niczym nowym od tego momentu. Poza tym na chwilę spotkamy także Brienne oraz Poda, którzy wspólnie wyruszyli na poszukiwania Sansy. Na samą końcówkę ujrzymy jeszcze księcia Oberyna, a finał rozegra się na północ od Muru. Twierdza Crastera, do tej pory zajmowana przez renegatów z Nocnej Straży, zostanie najechana przez Jona i jego kompanów. Scena ta dość mocno odbiega od książkowej sagi, bo pierwotnie w ogóle jej nie było, i tak naprawdę jakoś szczególnie nas nie poruszyła. No, może poza tym, że Snow odzyskał w końcu swojego białego wilkora.

Ani się obejrzeliśmy, a było po odcinku. Nie pamiętamy, żeby kiedykolwiek tak szybko zleciał nam czas przy oglądaniu "Gry o tron". Wydawało się, że będzie jeszcze jedna lub dwie sceny, a tu... Koniec. Ten odcinek nie przyniósł zbyt wiele emocji, no może poza końcowym pojedynkiem Jona i pewnego nożownika, jednak z góry było wiadome, że - tak czy inaczej - Snow zwycięży. O ile widzowie pełni byli nadziei na spotkanie dwóch braci (nie będziemy dokładnie mówić o kogo chodzi, bo i tak wiecie sami), o tyle w ogóle do tego nie doszło. Z jednej strony trochę szkoda, a z drugiej w sumie jest to zrozumiałe, bo w takim wypadku fabuła naprawdę mocno odbiegłaby od książek (choć teraz i tak już sporo zostało przeinaczone).

Oby kolejny odcinek przyniósł nam więcej emocji, bo spodziewaliśmy się o wiele więcej po czwartym sezonie. Pierwsze epizody były mocne, jednak teraz zrobił się taki jakiś przestój. Być może za dużo bohaterów na raz i ciężko wprowadzić trochę więcej akcji? Zobaczymy co przyniesie nam kolejny poniedziałek... A co wy sądzicie o piątym odcinku?

Zobacz także:

2 comments

Łączna liczba wyświetleń