Recenzja książki "Kłamca 4. Kill'em all"

5/20/2014

Moja fascynacja "Kłamcą" niestety z każdym tomem malała i malała... Część trzecia, czyli "Ochłap sztandaru", mnie nie zachwyciła. Moim zdaniem o wiele lepiej Ćwiekowi wychodził Loki w tej krótszej formie, gdzie historia zamykała się w zbiorze opowiadań. Wydarzenia rozgrywały się w dobrym tempie, no i nie było nudy oraz niepotrzebnego rozwlekania  tematu. Mimo wszystko - nie mogłem jednak nie pokusić się o sięgnięcie po tom ostatni, kończący czterotomową serię, zatytułowany "Kill'em all".

Książka kontynuuje wątki z poprzedniczek, a głównym tematem jest  tu Apokalipsa, jak nie trudno było się zresztą domyślić tym, którzy sięgnęli po "Ochłap...". Niestety, podczas lektury ma się wrażenie, jakby autor pisał w pośpiechu, nie do końca zamykając pewne kwestie, tracąc gdzieś po drodze ten wyjątkowy klimat i dobry humor. Gdzie jest ten świetny Loki, którego wszyscy znali? Chyba gdzieś przepadł, w krainie elfów i jednorożców...



Jakie wydarzenia rozgrywają się w czwartym tomie? Oczywiście na Ziemi szaleje Apokalipsa, anioły rozgramiają szatańskie pomioty, ludzie próbują wydostać się z opresji (najlepiej w całości), a bogowie, bożki i inne obiekty kultu nie próżnują. Dawni towarzysze Lokiego - Bachus i Eros, rozdzieleni jakiś czas temu przez los, muszą radzić sobie sami w tych ciężkich czasach. I tak - bogowi miłości trafiła się opieka nad dziewczyną szefa, z którą to w przedziwnych okolicznościach znalazł się wewnątrz obrazu. Natomiast boski moczymorda marznie na biegunie i chyba pierwszy raz od dłuższego czasu musi wykrzesać z siebie odrobinę sprytu. Tutaj rozchodzi się o przetrwanie, więc nie ma przelewek. Sam szef wszystkich szefów (a w zasadzie tylko swój własny), nordycki bóg kłamstwa i anielski cyngiel - Loki w dalszym ciągu przebywa w krainie elfów i jednorożców, udając ich sławetnego przywódcę (którego zresztą kropnął). Jego misją jest wyeliminowanie Antychrysta, ale coś mu się to rozciągnęło na dwie książki... Przy okazji oczywiście śledzimy także losy Po-prostu-Teddy'ego i jego bandy, a także nowych bohaterów, jak między innymi - Sygin (szanownej małżonki Kłamcy), która znów pojawiła się wśród żywych oraz kilku mających potencjał, ale za mało poświęconej uwagi autora, ludzkich postaci.

Sam nie wiem dlaczego, ale "Kill'em all" okazało się jednak być odrobinę lepszą książką niż "Ochłap...". Być może to przez to, że Loki wreszcie ulatnia się z krainy spiczastouchych i ma w końcu jakieś nowe, nieco ciekawsze przygody. Jednak to już nie jest "ten Loki". Gdzieś bezpowrotnie stracił swój oryginalny charakter, choć i tak wychodzi przy tym całkiem nieźle. Szczególnie na tle słabo zorganizowanej Apokalipsy, która niby gdzieś tam w tle się rozgrywa, ale jednak bez fajerwerków. Ciekawym elementem było także wprowadzenie nowych postaci, jednak zbyt mało stron zostało do finału, by mogły rozwinąć skrzydła, więc w zasadzie robią tu za takich bardziej wygadanych i pomocnych statystów. Mam wrażenie, że chyba najciekawszą postacią w ostatnim tomie okazał się Bachus, który nieco już przeszedł, co znacznie na niego wpłynęło. Starożytny bóg ewoluował więc na tyle, na ile może ewoluować starożytny bóg. Może niewiele, ale jednak - zmiany są widoczne i jakoś z większym zainteresowaniem śledzi się jego poczynania. Na pewno jednak jego niedawny kompan, Eros, sporo traci w "Kill'em all" i w ogóle zostaje odsunięty jakoś na dalszy plan. Wiele wątków pozostaje tutaj niedomkniętych, jakoś mimochodem porzuconych, sklejonych taśmą na poczekaniu i "Może poleci, panie pilocie! Odpal pan silnik!". Niestety - poleciało i spadło. Finał o przygodach anielskiego cyngla rozczarowuje mocno. Wiele osób uważa go za najgorszą część z cyklu, jednak według mnie trójka okazała się nudniejsza. "Kłamca" w ogóle nie powinien wywoływać znużenia, bo przecież jest to literatura rozrywkowa. Nie mamy tu do czynienia z podręcznikiem traktującym o filozofii egzystencjalnej, ani innym poważnym dziełem. Podstawowa funkcja tego typu książek to "fun", a skoro tego tutaj raczej nie odnajdziemy, no to coś jest zdecydowanie nie tak. Niby są żarty, wiele nawiązań do popkultury (głównie tej zza oceanu), ale jakoś tak... sucho. Dowcipy powinny bawić - i owszem, znajdzie się tu kilka takich - ale książka niepotrzebnie jest tym wszystkim nadmiernie napompowana. Jakość przekształciła się w ilość. Co złośliwsi komentują, że Ćwiek napisał nowego "Kłamcę" tylko po to, żeby te wszystkie mało zabawne porównania, epitety i suche żarty wrzucić. I nawet docinek do twórczości Kossakowskiej się znajdzie (ale może to bardziej ukłon? czy ja wiem - ona też u siebie dała w pysk jednemu takiemu Lokiemu), ale wyszło to jakoś mizernie.

Nie oczekiwałem zbyt wiele po zaznajomieniu się z recenzjami, więc może dzięki temu nie jestem aż tak zawiedziony. Generalnie pomysły Ćwieka są w dużej mierze świetne, ale czasami wykonanie kuleje. Wiem jednak, że po dwóch ostatnich częściach "Kłamcy" autorowi wyszły znacznie lepsze książki. Widać czasami trzeba coś mocno schrzanić, żeby później dostać mocnego kopa w tyłek i pojawić się na listach bestsellerów. 

Autor: Jakub Ćwiek
Seria/cykl wydawniczy: Kłamca, tom 4
Gatunek: Fantasy
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 320
Ocena: 6/10

Recenzja bierze udział w wyzwaniu "Czytam fantastykę".

Zobacz także:

4 komentarze

  1. Chciałabym się z tą serią zapoznać - już od jakiegoś czasu za mną chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakoś nie ciągnie mnie do tej serii...

    OdpowiedzUsuń
  3. Chciałbym przeczytać jakąkolwiek książkę tego autora, bo jeszcze nie miałem okazji z żadną się zapoznać :)

    OdpowiedzUsuń