Recenzja książki "Kłamca 3. Ochłap sztandaru"
07 maja
Przeczytawszy dwa pierwsze tomy cyklu o tytułowym "Kłamcy", po prostu nie można nie sięgnąć po część kolejną, która jest oczywiście kontynuacją przygód nordyckiego boga, Lokiego. Seria ta jest najpopularniejszą w dorobku Jakuba Ćwieka, który na swoim koncie ma także takie publikacje jak "Chłopcy" - opowiadające historie niegdysiejszych, nieco wyrośniętych już, towarzyszy Piotrusia Pana (do tej pory dwutomowy cykl) oraz "Dreszcza" - traktującego o przygodach podstarzałego rockmana, który po uderzeniu piorunem odkrywa w sobie niezwykłe moce (tom drugi niebawem ujrzy światło dzienne).
Poprzednie tomy "Kłamcy" były wydane w formie zbiorów opowiadań, które jednak się ze sobą wiązały i dążyły do kulminacyjnego momentu. Tutaj jednak autor postanowił iść na całość i "Ochłap sztandaru" można z powodzeniem uznać za pełnoprawną powieść. Niedługą, bo niedługą, ale w każdym razie powieść. Jednak czy wyszło to serii na dobre?
Loki, który od dłuższego czasu robi za anielskiego cyngla, postanawia wreszcie zrobić sobie zasłużony urlop. Co jak co, ale skrzydlaci muszą mu to przyznać (choć niekoniecznie im się to uśmiecha) - rozwiązał sporą ilość spraw i jak na każdego pracownika przystało - ma prawo odpocząć od roboty. Jednak los to zdradliwa suka i Kłamcy chyba nigdy nie pisany był wypoczynek. Traf chciał, że akurat teraz Lucyferowi zamarzyła się Apokalipsa. Anielskie zastępy szykują się na wielką bitwę, na Ziemi zaczyna szaleć głód i zaraza, a kto wie co jeszcze za świństwa Lucek szykuje. Loki, rzecz jasna, musi po raz kolejny zabrać się do roboty i uratować skrzydlate dupska z opresji. W tym celu udaje się na misję do elfickiej krainy, gdzie podobno przebywa Antychryst. Trzeba dorwać niemowlaka i wyeliminować go z gry, zanim będzie za późno. Stawką jest życie milionów ludzi.
"Kłamca uśmiechnął się. - Dodajmy, że załatwiłem go zwykłą jemiołą Pomyśl co mógłbym zrobić z... - podniósł coś z półki, przeczytał napis z opakowania - megapaką skittles dla prawdziwych łasuchów."
Okazuje się jednak, że historia o aniołach, demonach i bóstwach wszelakiej maści lepiej wychodziła Ćwiekowi w formie zbioru opowiadań. Wydawać by się mogło, że zmiana formy na powieść może przynieść same korzyści, ale niestety tak się nie stało. Fabuła podzielona została tu na poszczególne rozdziały, jednak każdemu z nich brakowało "tego czegoś". Czegoś, co zdecydowanie miał i "Kłamca 1", i "Kłamca 2". Autorowi o wiele lepiej wychodzą krótsze formy, a w dłuższych chyba nieco się gubi. Zbyt wiele wątków, które niepotrzebnie przedłużane są kosztem innych. Całość zatraciła przez to ten swój pazur, tę unikalność i tę moc, dzięki której od książki nie chciało się odchodzić. Tutaj chwilami akcja się tak mozolnie toczy, że momentami można czuć się nieco znudzonym. Gdzie ta genialna zabawa słowami, gdzie ten niepowtarzalny humor? Owszem, znajdzie się kilka śmieszniejszych scen, jednak wszystkie one jakoś zanikają.
Co do wydania książki, to w dalszym ciągu nie mam tu nic do zarzucenia. Redakcja, oprawa graficzna i okładka stoją na wysokim poziomie. Wszystko w tej kwestii cacy i aż szkoda, że tylko treść zostaje gdzieś w tyle.
W internecie niejednokrotnie spotykałem się z opiniami, że ostatni, czwarty tom, Ćwiekowi najbardziej się nie udał. Skoro jednak tak mizernie przy poprzedniczkach wyszedł "Ochłap sztandaru", to nieco się obawiam przed lekturą kolejnej części. A może jednak nie będzie aż tak źle? W gruncie rzeczy - teraz też nie było tragedii, ale po literaturze rozrywkowej oczekiwałem sporej porcji rozrywki, zamiast tego jednak dostaję, owszem, dobrą książkę, ale niespełniającą moich oczekiwań po lekturze tomów poprzedzających. W każdym razie polecam tym, którzy już w "Kłamcę" wsiąknęli. Oczywiście - najlepiej zacząć czytać serię od samego początku.
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 272
Ocena: 5/10
Recenzja bierze udział w wyzwaniu "Czytam fantastykę".
Poprzednie tomy "Kłamcy" były wydane w formie zbiorów opowiadań, które jednak się ze sobą wiązały i dążyły do kulminacyjnego momentu. Tutaj jednak autor postanowił iść na całość i "Ochłap sztandaru" można z powodzeniem uznać za pełnoprawną powieść. Niedługą, bo niedługą, ale w każdym razie powieść. Jednak czy wyszło to serii na dobre?
Loki, który od dłuższego czasu robi za anielskiego cyngla, postanawia wreszcie zrobić sobie zasłużony urlop. Co jak co, ale skrzydlaci muszą mu to przyznać (choć niekoniecznie im się to uśmiecha) - rozwiązał sporą ilość spraw i jak na każdego pracownika przystało - ma prawo odpocząć od roboty. Jednak los to zdradliwa suka i Kłamcy chyba nigdy nie pisany był wypoczynek. Traf chciał, że akurat teraz Lucyferowi zamarzyła się Apokalipsa. Anielskie zastępy szykują się na wielką bitwę, na Ziemi zaczyna szaleć głód i zaraza, a kto wie co jeszcze za świństwa Lucek szykuje. Loki, rzecz jasna, musi po raz kolejny zabrać się do roboty i uratować skrzydlate dupska z opresji. W tym celu udaje się na misję do elfickiej krainy, gdzie podobno przebywa Antychryst. Trzeba dorwać niemowlaka i wyeliminować go z gry, zanim będzie za późno. Stawką jest życie milionów ludzi.
"Kłamca uśmiechnął się. - Dodajmy, że załatwiłem go zwykłą jemiołą Pomyśl co mógłbym zrobić z... - podniósł coś z półki, przeczytał napis z opakowania - megapaką skittles dla prawdziwych łasuchów."
Okazuje się jednak, że historia o aniołach, demonach i bóstwach wszelakiej maści lepiej wychodziła Ćwiekowi w formie zbioru opowiadań. Wydawać by się mogło, że zmiana formy na powieść może przynieść same korzyści, ale niestety tak się nie stało. Fabuła podzielona została tu na poszczególne rozdziały, jednak każdemu z nich brakowało "tego czegoś". Czegoś, co zdecydowanie miał i "Kłamca 1", i "Kłamca 2". Autorowi o wiele lepiej wychodzą krótsze formy, a w dłuższych chyba nieco się gubi. Zbyt wiele wątków, które niepotrzebnie przedłużane są kosztem innych. Całość zatraciła przez to ten swój pazur, tę unikalność i tę moc, dzięki której od książki nie chciało się odchodzić. Tutaj chwilami akcja się tak mozolnie toczy, że momentami można czuć się nieco znudzonym. Gdzie ta genialna zabawa słowami, gdzie ten niepowtarzalny humor? Owszem, znajdzie się kilka śmieszniejszych scen, jednak wszystkie one jakoś zanikają.
Co do wydania książki, to w dalszym ciągu nie mam tu nic do zarzucenia. Redakcja, oprawa graficzna i okładka stoją na wysokim poziomie. Wszystko w tej kwestii cacy i aż szkoda, że tylko treść zostaje gdzieś w tyle.
W internecie niejednokrotnie spotykałem się z opiniami, że ostatni, czwarty tom, Ćwiekowi najbardziej się nie udał. Skoro jednak tak mizernie przy poprzedniczkach wyszedł "Ochłap sztandaru", to nieco się obawiam przed lekturą kolejnej części. A może jednak nie będzie aż tak źle? W gruncie rzeczy - teraz też nie było tragedii, ale po literaturze rozrywkowej oczekiwałem sporej porcji rozrywki, zamiast tego jednak dostaję, owszem, dobrą książkę, ale niespełniającą moich oczekiwań po lekturze tomów poprzedzających. W każdym razie polecam tym, którzy już w "Kłamcę" wsiąknęli. Oczywiście - najlepiej zacząć czytać serię od samego początku.
Autor: Jakub Ćwiek
Seria/cykl wydawniczy: Kłamca, tom 3
Gatunek: FantasyWydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 272
Ocena: 5/10
Recenzja bierze udział w wyzwaniu "Czytam fantastykę".
2 comments
Właśnie skończyłem drugi tom i coraz bardziej obawiam się dwóch następnych :)
OdpowiedzUsuńMachinomachia to prawdziwe zmycie brudu z 3 i 4 ;)
OdpowiedzUsuń